Podwójnej matce jest ciężko. Czasem nie jest, ale to tylko tak czuje, kiedy ma szczęsliwsze dni. Generalnie bycie matką to często wręcz....no....gówniane zajęcie. Ale oczywiście nie możemy mówić o tym głośno, bo słodkorzygające watą cukrową z karmelem blogowym Paniusie będą dzioby darły żeśmy wygodne i wyrodne.Najbardziej wkurwia mnie to, że przestajesz być sobą, a stajesz się mamą. Czasem mam ochotę wrzasnąć "WTF???? Nie jestem tylko mamą Gabisi i Masy, jestem jeszcze ja ja ja i ja!!!!". Nie, dupa, każdy tylko o dzieciach. Ja nie istnieję. Chociaż oczywiście nie zawsze mi to dokucza. Czasem tylko. Kiedy mam taki dzień jak dziś. Dzień przeklinania.
Dzień zaczął się gównianie. dosłownie. Jedno stękało koło mnie, drugie się darło że "Mamooo kupa wychodziiii siiibko na kibeleeek"!Godzina była 7.30. Po co matka ma dłużej spać?Ledwo tyłki im ogarnęłam-synchroniczne darcie jap...Głodni. Masa mleko. Gaba chleb z szynką. Koniecznie. Jak jej wytłumaczyć że jak z szynką skoro wczoraj całą szynkę zeżarła? Ser nie, pasztet nie, szynka i już. I decybele w górę" Z szynkąąąąąąąą mamusiu, Gabisia pociebuuuuuje szynki". Kurde potrzebująca się znalazła. W końcu patrząc na moją wkurzoną minę zgodziła się łaskawie na ser. Awantura o keczup. Masa w tym czasie ćwicząc ciamkanie własnej pięsci, postanowił wyrzygać całe zatankowane chwilę wczesniej mleko. Dzięki bogu na piżamę bo ich nie ubrałam....No, chwała trwała chwilę. Na piżamkę i ...posciel, szlag by to. I poduszka i kołdra. I prześcieradło. Co tam, kurde flak, mamusia upierze, co ma innego do roboty? Przecież książek jak jakaś intelektualistka od siedmiu boleści czytać nie będzie, też coś....Masa obrzygany to Masa zły, więc przebieramy Masę. Masa zadowolony to Masa brykający. Tak girkami fikał że postanowił se dorzygać. Co se będzie żałował. Przebieramy. Włączamy pralkę. Masa wszystko wyrzygał , więc głodny. Mleko.. Gaba chce keczupu. Ok, easy, jestem spokojna. Dopijam kawę, co se ją wczoraj o 3 w nocy zrobiłam. Tak, robię kawę przed spaniem. Rano se łykam, bo ja bez kawy nie mogę wystartować. Się nie psuje, ziębnie tylko. I tak zimną piję. Co ma się matka poparzyć, he? Tzn tak moje bochry chyba myślą, bo ciepłej nie dają wypić. Na dworze wieje, piździ, chmury czarne, ale co. Trza iść dotlenić te małe pasożyty. Awantura o rowerek, o zakaz kąpieli w basenie, o mokrą huśtawkę, 12 345 865 wycieczka do lasu, bo tak se dziadek wybudował dom i babci zostawił w spadku, nie przewidując że jego dwie córki będąc na wakacjach u mamy będą z czwórką wnucząt zapierdalać wózkami na spacery po bagiennym lesie. Spoko tato, może ci wybaczę. Jak kółka odbłocę i moje dzieci. I własne giry!!!! Młoda drze japę na środku lasu że idzie na malinki. Se idź, se myślę, jak znajdziesz to twoje. Za chwilę japę drze że malinek w lesie nie ma. Dziwne, co nie? Na to Masa postanawia mieć głoda, japa wydarta, aż dziki spieprzają na bambus. Wracamy, jemy, dzieci oczywiście muszą się położyć, zmęczone całodniowym byciem dziećmi. Matka powiesi pranie, pozmywa, kawę drugą zrobi, odpocznie, relax totalny, może w ramach yogi dla mamuś odkurzacz włączy. Matka moja oznajmia że Masie się mleko kończy. Litość nad nią mam, zabieram dwa bochry, wsadzam do auta tak jak stoimy (a wyglądamy jak kupy. No może Masa mniej, bo jest przykryty). Zapieprzamy do Rosmana 10 kilometrów (dzięki tato, żeś nam życie ubarwił chatą w lesie, malo-kurwa-wniczo jest), się okazuje że w Polsce nie ma koszyków. W Rossmanie. Wózków znaczy się. W jednej łapie Masa w foteliku ( z 10 kilo), w drugiej łapie koszyk, japa powtarzająca jak mantrę " Gabisiu zostaw to, odłoż to, tego nie bierzemy, słyszysz?". Pani z obsługi patrzy na mnie z jakąś litością, wkurzyć mnie chce baba jedna, pewnie singielka co to se pazury w niedzielę rano w łóżku maluje i od nóg też...wrrrr...Mleko kupione,to do Netto po chleb i kawę. I chuj że mają koszyki jak ja złotówki nie mam!!!!! I znowu Masa w jednej, koszyk w drugiej, a w japie paczka żelków z Rosmana. Powrót do domu, oblęd w oczach rośnie, kąpanie, karmienie Masy, ok jedno z głowy. Drugie drze japę że nie może 78 minut myć włosów Barbie moim szamponem (czytaj połową butelki tego szamponu!), oraz drze japę że chce siku, ale drze jeszcze bardziej, że nie wyjdzie z wanny się wysikać na kibelek. Na propozycję że ma sikać do wanny w takim razie i robić co chce, drze japę do babci, że mama ją wkurza. A ona mnie nie? Ona mnie gorzej!!!! Pozostaje jeszcze darcie japy, że matka chce oglądnąć choć raz w tygodniu wiadomości, zamiast cholernej Księżniczki Zosi i...śpią. Cisza. Szarańcza ładuje baterie.A mamę gardło boli.
Tęsknię za domem. Moimi psami. Moim Kubą. Tak naprawdę dlatego mam złe dni. Bo te bachory to moje są ulubione. Ulubione nie znaczy że słodkie i kochane. Ale moje, no...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz