Nie urodzę dziecka naturalnie. Po prostu. Bo mi noga z zawiasu wyleci. A jak nie wyleci to maluch się udusi. Po prostu. Już od zawsze wiedziałam że nie doświadczę porodu naturalnego, więc dwie cesarki nie były dla mnie zdziwieniem. Mam nogę prawie na miejscu (huehue) i dzieci zdrowe.
Przy obu porodach były chwile wahania - a może sprobujemy naturalnie. Niestety żaden lekarz po obejrzeniu zdjęć RTG moich bioderek (uuuh my hips don't lie:)) nie kontynuował tematu.
Cesarka Gabrysi to dla mnie mgła, dziękuję mojemu cudownemu lekarzowi, Panu Czesiowi, że poczęstował mnie "głupim jasiem". Dawka po znajomości była chyba duża (a i pewnie leki p/bólowe też niezłe), bo zanim zaczęłam trybić, to już mnie wykopywali ze szpitala. Bo Sylwester był, chcieli oddział pusty mieć,a Gabisia to bożonarodzeniowe dziecię:). Ah, no! Gabisia miała czas aż do rozpoczęcia akcji porodowej, więc została wyciągnięta z mojego brzucha, kiedy sama uznała że jest na to gotowa.
Masa...Masa był cięty "na zimno". Sama wybrałam termin, najpóźniejszy jaki mogłam wybrać. Choć uważam że mógł jeszcze kilka dni u mamusi pomieszkać. Ale ryzyko za duże.
07.07.2014 - dzień przed cesarką. Masakra. Nerwy. Pakowanie. Dieta.
08.07.2014:
6.15 - stawienie się na oddziale. Papiery w Niemczech wypełniasz wcześniej, zostaje tylko KTG, ważenie, ciśnienie, cukier (dla cukrzyków tylko) i wio. Czekam na głupiego jasia, bo serce mi zaraz wyskoczy, ciśnienie jak Kilimandżaro. Nie ma głupiego jasia i nie będzie. Załąmka. Pierdzielę, nie rodzę myślę sobie.
7.00 - zamiast mnie ciąć to oni mi każą się rozpakować w pokoju. Szlag. W Spa jestem czy co?
7.30 - jazdaaaa! Szpitalna koszulka, walnąć się na wyro i jedziemy na blok. Buzi buzi, przerażenie w oczach męża mnie przeraża. Głupi jasiuuuuu!!!! Chodźźźź!
7.40 - sala przedoperacyjna, z 10 osób i jedziemy do operacyjnej.
7.50 - znieczulenie w kręgosłup, pan anestezjolog jakiś taki muslimski, piękny po prostu, a ja taka rozkraczona, eh.... znieczulenie nie boli, w nogi ciepło, okeeeej, nie czuję, Jessssu wszyscy mi się w pipkę gapią, ale żenadaaaa!
8.00- ziuuuuuuuu po brzuchu jedzie narciarz...e nie narciarz, to skalpel, w brzuchu sztorm.....a nie! To wyciągają mojego syna (trwa to wieczność!!!!). Szarpanie aż się boję że spadnę.
8.25 - płacze on, płaczę ja, dostaję go na przytulaski, całujemy się, jestem w niebie.
8.30 - Masa zabrany, a ja ... umieram. Nie mogę oddychać. Mam sto kilo na klatce piersiowej, wszyscy krzyczą żeby kończyć, moje myśli jak szalone " Umrę, a moje dzieci? Muszę oddychać, uduszę się, pomocy". Żyję. Pić!!! Nic innego się nie liczy, dajcie pić.(srodek znieczulający tak działa podobno).
8.40 - 10.40 blok pooperacyjny. Picie.Obok dzieciak po wypadku. Koszmar. Budzi się. Zabierają mnie stamtąd.
11.00 - 12.00 - nie boli. Czas z synem.
12.00 - o kurwa, ktoś mi wlał kwas solny do brzucha. Kolejny środek przeciwbólowy.
13.00 - mąż coś do mnie mówi. Wywalam ich. Uprzedzam że żadnych więcej dzieci!
13.05 - gdzie jest mój syn????
13.10 - oddam trzy kilo syna za środki przeciwbólowe. Coooo???? Za sześć godzin dopiero? Nie doczekam. Dajcie kartkę, piszę testament, dajcie laptopa, wybiorę sobie urnę na Amazonie.
13.15- zaczyna działać oksytocyna. Skurcze non stop. Ale odjazd. Aż mi oddech zapiera. Przecież cesarka nie boli hue hue.co nie? (nawiasem mówiąc sama nie wiem jak to jest z tą oksy po cesarce, doktor Czesiu mówił że podają na maxa, żeby mieć obkurczanie macicy z głowy, a pacjentka jakoś to zniesie). Czuję nogi w końcu.Tam tam, taramtam, paluszkami ruszam a po nogach miliony mrówek. Siekierę mi dajcie bo oszaleję. Dawać mi syna! Jakis zastrzyk. Siniak jak dwa euro.
14.00- xxx - półprzytomnośc, środki słabo działają, dostaję w końcu jakiegoś narkotyksa, padam.Zastrzyk. Mam już 4 euro na skórze.
19.00 - boli mnie kręgosłup i nogi. Bardziej niż brzuch.Taka sytuacja jak się bioder nie ma. Muszę wstać. . Przychodzi położna mnie umyć. Ale żenada.I do tego co chwilę mi każe "Po bitte oben" Sama se tyłek do góry, znęcaro jedna!!!Okrutne te Niemce, trza było pamiętać z historii.zastrzyk.
19.10 - ciągle wstaję
19.20 - wstanę kurwa, no wstanę!!!!
19.25 - stoję, i co z tego jak się wyprostować nie mogę??? huehue
20.00 - oodam dziecko za drugą dawkę tego narkotyksa <oczy kota ze Shreka działają na lekarzy>
6.00 - obchód. Brzuch boli mniej, za to wszystkie mięsnie boją od napięcia w czasie skurczy.
7.00- pozbywam się cewnika. ale dofffcip, mój głowny problem - jak usiąść na kibelek?
7.10 - jak usiąść to pikuś, ale jak ja mam teraz wstać????
7.20 - spierdalać z tym budyniem, dajcie mi jeść!!!
8.00 - włosy mam tłuste, idę pod prysznic. Problem kolejny - jak ja mam nogę do brodzika włożyć??? A drugą jak? Dobra, pikuś. Jak mam wyjść spod prysznica? Ubieram się. Robię se mejkap.
9.00 - dzwonię do męża, że potrzebuję ibuprom. Te niemieckie zgredy dają mi paracetamol. Który na mnie nie działa.
10.00 - oczy kota shrekowego=narkotyks. Gut. Heaven, I'm in heaven. Weźcie se dziecko, ja mam haja.
Wieczór - nudzi mi się. Chcę do domu. Boli. Boli tak, że nie idzie tego opisać. Mimo to śmigam jak samolot, zgięta w pół, piję kawkę, jem kolację. Jestem mamą!!! Idę po dziecko. Gadamy. Masa dostaje ochrzan że mnie masakrował w ciąży. Patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem i ma wypisane na twarzy : "Ty jesteś moją matką??? Łeeeeee, no co ty?" Biorę ibuprom. Działa jak narkotyks.
Dzień trzeci - śmigam i śmigam. Chcę do domu. Na dupie mam ze sto euro w siniakach. Palce poszatkowane od szpitalnego lancetu bo ciągle mierzą mi cukier. Jestem głodna bo cukier za wysoki, więc karmią mnie warzywami jak królika. Nudzi mi się.
Dzień czwarty - jestem w domu. Jestem gotowa na następne dziecko. Przecież nie bolało:)))
2014/09/26
2014/09/22
Ala ma bloga, blog ma Alę:)
Fajna dziewczyna, mama jeszcze fajniejszej dziewczynki, jedzie do telewizji. Opowiada o wczesnym macierzyństwie. Ojjj komentarze się sypią. Oj jak źle. Jedna z blogerek od razu chwali się że ona też miała propozycję z tiwi, że ona jednak nie wystąpi, bo co to nie ona. inna zarzuca że owa dziewczyna moderuje komentarze, hejt się sypie.
Leute leute!!!!
Ja staro w porównaniu z większościa babek miałam dzieci. Gabi w wieku 31 lat, Masę 34. A w wieku 38 planuję trzecie. I gdyby nie to, że już mnie czwarty raz nie chcą ciąć, to byłby #4 na pewno.
A czemu tak późno? Bo ja, moi kochani, nie miałam z kim wcześniej mieć dzieci. Zakochana to ja byłam zawsze. Sama prawie niegdy nie byłam. Ale....to nie byli ojcowie moich dzieci...Tzn jeden był, ale on uważał że z taką jak ja to on dzieci niet. I nie ma ich do dziś, więc chyba z żadną nie chciał.
Więc...zostawiłam tego drania który dzieci z taką dupencją jak ja nie chciał, wynajęłam mieszkanie i stwierdziłam,że zostanę starą panną. A stare panny mają kota. Więc....poszukałam w lokalnej prasie ogłoszenia ot. "oddam koty za darmo" i ...zakochałam się na zabój w panu który te kocięta mi oddał. I tak oto razem się kulamy prawie dekadę.
Na początku ja chciałam dzieci, on nie. Potem żadne z nas nie chciało.
Aż on powiedział "Chcę mieć z tobą dzidziusia". I to było najpiękniejsze wyznanie miłości jakie usłyszałam.
Czy czuję się staro? Czułam się. Ale jak to w piosence Georgea Michaela" Strange, baby...don't you think I'm looking older? But something good has happened to me...". I to dobre co mnie spotkało, to bochraski.
Nie wiem jaką byłąbym mamą w wieku 20 lat, wiem że jestem fajną w wieku 34. I naprawdę kondycję jeszcze mam, poczucie humoru też, a siwe włosy maskuję w miarę skutecznie:)
Ale jeśli jest fajna dwudziestokilkulatka, która świadomie decyduje się na malucha, prowadzi fajnego bloga, ma słodką córcię, jest pełna życia, ładna, sympatyczna, aktywna, to schowajmy zgredowatość do kieszeni!!!
Możemy tylko zazdrościć. Usuwa komentarze? I dobrze! Ma prawo! To jej blog, jej życie. Też bym usuwała! Ma pieniądze? I super że ma! W dzisiejszym świecie kasa wiele ułatwia, a poza tym ma córkę. A dzieci trzeba zabezpieczać finansowo. Jest ładna?Robi przysiady? No to ruszcie Wasze dupy i dalej - zabrać się za siebie! Jeździ do telewizji? Trzymajmy kciuki i dopingujmy - jest głosem blogerek, które nie użalają się nad sobą, nie maglują w kółko tych samych tematów, nie żerują na aferach!
Jest normalną młodą dziewczyną, pełną życia i pasji. Ja to lubię. Trzymam kciuki!
A jak komuś się nie podoba to polecam spierdalać.
Leute leute!!!!
Ja staro w porównaniu z większościa babek miałam dzieci. Gabi w wieku 31 lat, Masę 34. A w wieku 38 planuję trzecie. I gdyby nie to, że już mnie czwarty raz nie chcą ciąć, to byłby #4 na pewno.
A czemu tak późno? Bo ja, moi kochani, nie miałam z kim wcześniej mieć dzieci. Zakochana to ja byłam zawsze. Sama prawie niegdy nie byłam. Ale....to nie byli ojcowie moich dzieci...Tzn jeden był, ale on uważał że z taką jak ja to on dzieci niet. I nie ma ich do dziś, więc chyba z żadną nie chciał.
Więc...zostawiłam tego drania który dzieci z taką dupencją jak ja nie chciał, wynajęłam mieszkanie i stwierdziłam,że zostanę starą panną. A stare panny mają kota. Więc....poszukałam w lokalnej prasie ogłoszenia ot. "oddam koty za darmo" i ...zakochałam się na zabój w panu który te kocięta mi oddał. I tak oto razem się kulamy prawie dekadę.
Na początku ja chciałam dzieci, on nie. Potem żadne z nas nie chciało.
Aż on powiedział "Chcę mieć z tobą dzidziusia". I to było najpiękniejsze wyznanie miłości jakie usłyszałam.
Czy czuję się staro? Czułam się. Ale jak to w piosence Georgea Michaela" Strange, baby...don't you think I'm looking older? But something good has happened to me...". I to dobre co mnie spotkało, to bochraski.
Nie wiem jaką byłąbym mamą w wieku 20 lat, wiem że jestem fajną w wieku 34. I naprawdę kondycję jeszcze mam, poczucie humoru też, a siwe włosy maskuję w miarę skutecznie:)
Ale jeśli jest fajna dwudziestokilkulatka, która świadomie decyduje się na malucha, prowadzi fajnego bloga, ma słodką córcię, jest pełna życia, ładna, sympatyczna, aktywna, to schowajmy zgredowatość do kieszeni!!!
Możemy tylko zazdrościć. Usuwa komentarze? I dobrze! Ma prawo! To jej blog, jej życie. Też bym usuwała! Ma pieniądze? I super że ma! W dzisiejszym świecie kasa wiele ułatwia, a poza tym ma córkę. A dzieci trzeba zabezpieczać finansowo. Jest ładna?Robi przysiady? No to ruszcie Wasze dupy i dalej - zabrać się za siebie! Jeździ do telewizji? Trzymajmy kciuki i dopingujmy - jest głosem blogerek, które nie użalają się nad sobą, nie maglują w kółko tych samych tematów, nie żerują na aferach!
Jest normalną młodą dziewczyną, pełną życia i pasji. Ja to lubię. Trzymam kciuki!
A jak komuś się nie podoba to polecam spierdalać.
Dżizas weźcie te bochry daleko ode mnie!
Podwójnej matce jest ciężko. Czasem nie jest, ale to tylko tak czuje, kiedy ma szczęsliwsze dni. Generalnie bycie matką to często wręcz....no....gówniane zajęcie. Ale oczywiście nie możemy mówić o tym głośno, bo słodkorzygające watą cukrową z karmelem blogowym Paniusie będą dzioby darły żeśmy wygodne i wyrodne.Najbardziej wkurwia mnie to, że przestajesz być sobą, a stajesz się mamą. Czasem mam ochotę wrzasnąć "WTF???? Nie jestem tylko mamą Gabisi i Masy, jestem jeszcze ja ja ja i ja!!!!". Nie, dupa, każdy tylko o dzieciach. Ja nie istnieję. Chociaż oczywiście nie zawsze mi to dokucza. Czasem tylko. Kiedy mam taki dzień jak dziś. Dzień przeklinania.
Dzień zaczął się gównianie. dosłownie. Jedno stękało koło mnie, drugie się darło że "Mamooo kupa wychodziiii siiibko na kibeleeek"!Godzina była 7.30. Po co matka ma dłużej spać?Ledwo tyłki im ogarnęłam-synchroniczne darcie jap...Głodni. Masa mleko. Gaba chleb z szynką. Koniecznie. Jak jej wytłumaczyć że jak z szynką skoro wczoraj całą szynkę zeżarła? Ser nie, pasztet nie, szynka i już. I decybele w górę" Z szynkąąąąąąąą mamusiu, Gabisia pociebuuuuuje szynki". Kurde potrzebująca się znalazła. W końcu patrząc na moją wkurzoną minę zgodziła się łaskawie na ser. Awantura o keczup. Masa w tym czasie ćwicząc ciamkanie własnej pięsci, postanowił wyrzygać całe zatankowane chwilę wczesniej mleko. Dzięki bogu na piżamę bo ich nie ubrałam....No, chwała trwała chwilę. Na piżamkę i ...posciel, szlag by to. I poduszka i kołdra. I prześcieradło. Co tam, kurde flak, mamusia upierze, co ma innego do roboty? Przecież książek jak jakaś intelektualistka od siedmiu boleści czytać nie będzie, też coś....Masa obrzygany to Masa zły, więc przebieramy Masę. Masa zadowolony to Masa brykający. Tak girkami fikał że postanowił se dorzygać. Co se będzie żałował. Przebieramy. Włączamy pralkę. Masa wszystko wyrzygał , więc głodny. Mleko.. Gaba chce keczupu. Ok, easy, jestem spokojna. Dopijam kawę, co se ją wczoraj o 3 w nocy zrobiłam. Tak, robię kawę przed spaniem. Rano se łykam, bo ja bez kawy nie mogę wystartować. Się nie psuje, ziębnie tylko. I tak zimną piję. Co ma się matka poparzyć, he? Tzn tak moje bochry chyba myślą, bo ciepłej nie dają wypić. Na dworze wieje, piździ, chmury czarne, ale co. Trza iść dotlenić te małe pasożyty. Awantura o rowerek, o zakaz kąpieli w basenie, o mokrą huśtawkę, 12 345 865 wycieczka do lasu, bo tak se dziadek wybudował dom i babci zostawił w spadku, nie przewidując że jego dwie córki będąc na wakacjach u mamy będą z czwórką wnucząt zapierdalać wózkami na spacery po bagiennym lesie. Spoko tato, może ci wybaczę. Jak kółka odbłocę i moje dzieci. I własne giry!!!! Młoda drze japę na środku lasu że idzie na malinki. Se idź, se myślę, jak znajdziesz to twoje. Za chwilę japę drze że malinek w lesie nie ma. Dziwne, co nie? Na to Masa postanawia mieć głoda, japa wydarta, aż dziki spieprzają na bambus. Wracamy, jemy, dzieci oczywiście muszą się położyć, zmęczone całodniowym byciem dziećmi. Matka powiesi pranie, pozmywa, kawę drugą zrobi, odpocznie, relax totalny, może w ramach yogi dla mamuś odkurzacz włączy. Matka moja oznajmia że Masie się mleko kończy. Litość nad nią mam, zabieram dwa bochry, wsadzam do auta tak jak stoimy (a wyglądamy jak kupy. No może Masa mniej, bo jest przykryty). Zapieprzamy do Rosmana 10 kilometrów (dzięki tato, żeś nam życie ubarwił chatą w lesie, malo-kurwa-wniczo jest), się okazuje że w Polsce nie ma koszyków. W Rossmanie. Wózków znaczy się. W jednej łapie Masa w foteliku ( z 10 kilo), w drugiej łapie koszyk, japa powtarzająca jak mantrę " Gabisiu zostaw to, odłoż to, tego nie bierzemy, słyszysz?". Pani z obsługi patrzy na mnie z jakąś litością, wkurzyć mnie chce baba jedna, pewnie singielka co to se pazury w niedzielę rano w łóżku maluje i od nóg też...wrrrr...Mleko kupione,to do Netto po chleb i kawę. I chuj że mają koszyki jak ja złotówki nie mam!!!!! I znowu Masa w jednej, koszyk w drugiej, a w japie paczka żelków z Rosmana. Powrót do domu, oblęd w oczach rośnie, kąpanie, karmienie Masy, ok jedno z głowy. Drugie drze japę że nie może 78 minut myć włosów Barbie moim szamponem (czytaj połową butelki tego szamponu!), oraz drze japę że chce siku, ale drze jeszcze bardziej, że nie wyjdzie z wanny się wysikać na kibelek. Na propozycję że ma sikać do wanny w takim razie i robić co chce, drze japę do babci, że mama ją wkurza. A ona mnie nie? Ona mnie gorzej!!!! Pozostaje jeszcze darcie japy, że matka chce oglądnąć choć raz w tygodniu wiadomości, zamiast cholernej Księżniczki Zosi i...śpią. Cisza. Szarańcza ładuje baterie.A mamę gardło boli.
Tęsknię za domem. Moimi psami. Moim Kubą. Tak naprawdę dlatego mam złe dni. Bo te bachory to moje są ulubione. Ulubione nie znaczy że słodkie i kochane. Ale moje, no...
Dzień zaczął się gównianie. dosłownie. Jedno stękało koło mnie, drugie się darło że "Mamooo kupa wychodziiii siiibko na kibeleeek"!Godzina była 7.30. Po co matka ma dłużej spać?Ledwo tyłki im ogarnęłam-synchroniczne darcie jap...Głodni. Masa mleko. Gaba chleb z szynką. Koniecznie. Jak jej wytłumaczyć że jak z szynką skoro wczoraj całą szynkę zeżarła? Ser nie, pasztet nie, szynka i już. I decybele w górę" Z szynkąąąąąąąą mamusiu, Gabisia pociebuuuuuje szynki". Kurde potrzebująca się znalazła. W końcu patrząc na moją wkurzoną minę zgodziła się łaskawie na ser. Awantura o keczup. Masa w tym czasie ćwicząc ciamkanie własnej pięsci, postanowił wyrzygać całe zatankowane chwilę wczesniej mleko. Dzięki bogu na piżamę bo ich nie ubrałam....No, chwała trwała chwilę. Na piżamkę i ...posciel, szlag by to. I poduszka i kołdra. I prześcieradło. Co tam, kurde flak, mamusia upierze, co ma innego do roboty? Przecież książek jak jakaś intelektualistka od siedmiu boleści czytać nie będzie, też coś....Masa obrzygany to Masa zły, więc przebieramy Masę. Masa zadowolony to Masa brykający. Tak girkami fikał że postanowił se dorzygać. Co se będzie żałował. Przebieramy. Włączamy pralkę. Masa wszystko wyrzygał , więc głodny. Mleko.. Gaba chce keczupu. Ok, easy, jestem spokojna. Dopijam kawę, co se ją wczoraj o 3 w nocy zrobiłam. Tak, robię kawę przed spaniem. Rano se łykam, bo ja bez kawy nie mogę wystartować. Się nie psuje, ziębnie tylko. I tak zimną piję. Co ma się matka poparzyć, he? Tzn tak moje bochry chyba myślą, bo ciepłej nie dają wypić. Na dworze wieje, piździ, chmury czarne, ale co. Trza iść dotlenić te małe pasożyty. Awantura o rowerek, o zakaz kąpieli w basenie, o mokrą huśtawkę, 12 345 865 wycieczka do lasu, bo tak se dziadek wybudował dom i babci zostawił w spadku, nie przewidując że jego dwie córki będąc na wakacjach u mamy będą z czwórką wnucząt zapierdalać wózkami na spacery po bagiennym lesie. Spoko tato, może ci wybaczę. Jak kółka odbłocę i moje dzieci. I własne giry!!!! Młoda drze japę na środku lasu że idzie na malinki. Se idź, se myślę, jak znajdziesz to twoje. Za chwilę japę drze że malinek w lesie nie ma. Dziwne, co nie? Na to Masa postanawia mieć głoda, japa wydarta, aż dziki spieprzają na bambus. Wracamy, jemy, dzieci oczywiście muszą się położyć, zmęczone całodniowym byciem dziećmi. Matka powiesi pranie, pozmywa, kawę drugą zrobi, odpocznie, relax totalny, może w ramach yogi dla mamuś odkurzacz włączy. Matka moja oznajmia że Masie się mleko kończy. Litość nad nią mam, zabieram dwa bochry, wsadzam do auta tak jak stoimy (a wyglądamy jak kupy. No może Masa mniej, bo jest przykryty). Zapieprzamy do Rosmana 10 kilometrów (dzięki tato, żeś nam życie ubarwił chatą w lesie, malo-kurwa-wniczo jest), się okazuje że w Polsce nie ma koszyków. W Rossmanie. Wózków znaczy się. W jednej łapie Masa w foteliku ( z 10 kilo), w drugiej łapie koszyk, japa powtarzająca jak mantrę " Gabisiu zostaw to, odłoż to, tego nie bierzemy, słyszysz?". Pani z obsługi patrzy na mnie z jakąś litością, wkurzyć mnie chce baba jedna, pewnie singielka co to se pazury w niedzielę rano w łóżku maluje i od nóg też...wrrrr...Mleko kupione,to do Netto po chleb i kawę. I chuj że mają koszyki jak ja złotówki nie mam!!!!! I znowu Masa w jednej, koszyk w drugiej, a w japie paczka żelków z Rosmana. Powrót do domu, oblęd w oczach rośnie, kąpanie, karmienie Masy, ok jedno z głowy. Drugie drze japę że nie może 78 minut myć włosów Barbie moim szamponem (czytaj połową butelki tego szamponu!), oraz drze japę że chce siku, ale drze jeszcze bardziej, że nie wyjdzie z wanny się wysikać na kibelek. Na propozycję że ma sikać do wanny w takim razie i robić co chce, drze japę do babci, że mama ją wkurza. A ona mnie nie? Ona mnie gorzej!!!! Pozostaje jeszcze darcie japy, że matka chce oglądnąć choć raz w tygodniu wiadomości, zamiast cholernej Księżniczki Zosi i...śpią. Cisza. Szarańcza ładuje baterie.A mamę gardło boli.
Tęsknię za domem. Moimi psami. Moim Kubą. Tak naprawdę dlatego mam złe dni. Bo te bachory to moje są ulubione. Ulubione nie znaczy że słodkie i kochane. Ale moje, no...
2014/09/19
Tega Baby, znacie? Miłe zaskoczenie!
U babci na wakacjach jest super. Gabi szaleje, bryka, biega...Męczy się, więc dużo pije. Dużo pije, więc.....siusia. Biorac pod uwagę że ogród mojej mamy ma kilka tysięcy metrów, a większość czasu wakacyjnego w tymże ogrodzie spędzamy, bieganie do domu na siusiu wymagało ode mnie niezłej kondycji. Matka moja wpadła na szatański pomysł - kupmy kilka nocników, porozstawiajmy w ogrodzie, zawsze do któregoś zdążymy:) Pomysł super. Pojechałam do naszego centrum dziecięcego z lekkim wkurzeniem na mały pęcherzyk mojej córki. Wkurzeniem, ponieważ osadzona na dobre w niemieckich realiach, spodziewałam się że zostawię przynajmniej stówkę płacąc za akcesoria do siusiania. Faktycznie, nocniki w cenach ok. 20 złotych, zwykłe, plastikowe....I nagle okrzyk Gabi: "Mamusiu ja chcę to krzesełko do siusiania!!!!"
Cena? Około 11 zł. Kapitalna sprawa, w środku jest zbiorniczek który wyciągamy, opróżniamy i po sprawie. Czysty i z zamkniętą klapką faktycznie może służyć jako krzesełko, z czego Gabi często korzysta.
Wybrałyśmy także taki:
Cena? Około 11 zł. Kapitalna sprawa, w środku jest zbiorniczek który wyciągamy, opróżniamy i po sprawie. Czysty i z zamkniętą klapką faktycznie może służyć jako krzesełko, z czego Gabi często korzysta.
Wybrałyśmy także taki:
I taki:
Oba po około 7 złtoych!!!!
A dla Masy coś do kąpania: (12 złotych!!!!)
Naprawdę, jestem zaskoczona jakością w stosunku do ceny i kolorystyką (nocnik niebieski jest lekko perłowy, śliczny!) . Polskim firmom mówmy TAK!!!!
Adres strony www.tegababy.pl
W tym samym sklepie nabyłyśmy również piżamkę, również polskiego producenta, firmy SUKCES (www.sukcesbielizna.pl)
Piżamka jest z cudownie miękkiej dzianiny, ocieplana "misiem" od wewnętrznej strony, jakościowo oceniam ją na "6"!!! I kosztowała zaledwie 26 zł.!!!!!! I wiecie co? Nawet można w pasie gumkę regulować, nie jest przeszyta, tylko można supełek zawiązać, dla mnie bomba, nie spada Gabusi z tyłka:)))))
Fajnie. Mieszkając w Niemczech, wiele razy zazdrościłam Niemcom tego że chwalą się rzeczami we własnym kraju produkowanymi. Że z chęcią kupują rodzime produkty. Okazuje się że my też możemy, trzeba się tylko dobrze rozejrzeć:)
P.S. Firma Tega robi takie cacuszka:
To na pewno nasz następny zakup:) Śliczne!!!!
Zdjęcia pochodzą ze stron producentów.
2014/09/17
Poczuj to....O szóstym zmyśle i umarlakach.....
Druga noc na oddziale położniczym. Mikołaj nie śpi ze mną w pokoju, zabrały go położne do siebie ( w Niemczech po urodzeniu dziecka mama ma w nocy spać a nie zajmować się dzieckiem-bez dyskusji!). Godzina 1.00, budzę się z bólu. Po prawej stronie łóżka widzę. Biała smuga. Idzie do ściany. Mówię: "Jesteś? Mały jest u położnych. Idź, zobacz jaki śliczny jest!". Idzie. Sunie.
Złamany krzyż, powalona jabłoń, sny - systemy wczesnego ostrzegania: "Wyciągaj czerń z szafy".
Prośby: interweniuj, zrób coś! Pomóż nam!!!!
Słowa policjanta " Jakby ktoś zepchnął ich na sąsiedni pas". Ktoś.
Droga donikąd, słońce, szeroko i myśl: stop. Tabliczka i krzyż przy drodze. Słowa męża: Skąd wiedziałaś? Nie wiedziałam. Nie byłam przedtem. Ale poczułam.
10 lat. Wracam ze sklepu i mówię: Dziadek umarł. I umarł.I wszyscy wiedzieli.Czuli.
24 lata. Tata nie wraca. Wiemy że coś się stało. Czujemy gdzie jest. I jest.A włąsciwie już go nie ma...
Trzeba zawiadomić. Numery są w telefonie taty...rozładowanym już....po naładowaniu baterii żądanie PIN-u. Czarna dziura. Skąd to wziąć? A jak zmienił? Cholerny PIN!!!! Nagle krzyczymy z mamą: 9436! Po prostu wiemy...
Zły dom. Duży. Dla dziecka. Zagłuszamy czarne myśli. Pierwsza wizyta mamy i siostry: "Uciekaj stąd. Tu jest zła energia". Mąż czuje to samo. Mowi "Przy tobie bardziej czuję takie rzeczy". Zła siła siedzi na parterze, na ławce. Nie zrobi nam krzywdy, ale jest bardzo wkurzona i nie chce nas tu. Przychodzi nasz przyjaciel, zapala tam papierosa i mówi: "Nienawidzę tej ławki. Przeraża mnie!". Ksiądz poproszony o pomoc zwiewa, patrząc na nas jak na świrów. Bliski członek rodziny poproszony o rozmowę, wmawia nam że to rury i ściany hałasują. Jego oczy mówią coś innego. Czy tu kiedyś spał? Nie spał, odpowiada. Tu żyła wodna płynie pod domem i jego córka budziła się z płaczem. Tylko żyła wodna. Wychodzi. Coś ciągnie mnie do okna na tylnym wejściem. Mówię do męża: "Chodź, zobaczmy". Widzimy jak nie wsiada do samochodu. Klęczy pod tylnymi drzwiami i modli się. On wie. My wiemy. Wyprowadzamy się.Czujemy.
Poznaję kogoś. Jest miły .......(nie ufaj mu) , jest przyjacielski (nie ufaj mu!!!!) jest sympatyczny (nie ufaj mu!!!!!!!!) stara się bardzo (nie ufaj muuuuu!!!!!!!!!!!!)przełamuję się prawie (no nieeeee ufaaaaaaaaaaaaj muuuuuuuuuuu) . I nagle słucham. Nie ufam mu.
Jest wokół nas wielka siła.
Czym jest? Żadnym bogiem, szatanem, duchami. Jest jakąś energią, czymś ponad. Realny świat miesza się ze światem wyzwolonym z przyrody, umierania, narodzin, myśli, ciepła, zwierząt, kosmosu. Każdy z nas ma szósty zmysł, intuicję, stróża, swój wewnętrzny głos. Nie chcemy go słuchać, bo boimy się tego co możemy usłyszeć.
Moja rodzina jest otwarta od pokoleń na zjawiska paranormalne. O ile można to tak nazwać?
Mówimy sobie :"Słyszałam głos. który mówił mi...".
Mówimy sobie:" Widziałam tatę, wujka, dziadka", mimo że ich już nie ma.
Mówimy często:" Czuję że to jest dobre/złe".
Moja mama czasem dzwoni i mówi "A wiesz? Tata tu był!". Nie mówię jej wtedy że wymyśla, że duchów nie ma, że zwariowała. Nie. Ja pytam z wielką radością:"I co mówił? Jak wyglądał?".
Po tej pamiętnej wizycie białego czegoś w szpitalu, napisałam do mamy, siostry i męża sms:" Umarlaki już byli Mikołaja podziwiać!". Absolutnie żadne z nich nie zarzuciło mi przedawkowania leków przeciwbólowych:) Nasze umarlaki też są energią.
Stań się półprzezroczysty. Pozwól aby energia przepływała przez Ciebie.
Stań obok obcej osoby. Cofnij się w głąb siebie, zapomnij o tym co widzisz, nie słuchaj tego co ta osoba mówi. Co czujesz? Spokój? Jesteś oazą spokoju, czy najeżonym iglakiem? Iglakiem? No co Ty, taka miła ta osoba, ładna, mądrze mówi. Czego się jeżysz?...........Dobrze, iglakuj się, jeż się. Jeśli głos w głowie mówi że nie podoba Ci się ta osoba, nie wmawiaj sobie że jest inaczej. SŁuchaj siebie. Nie dziw się. Pólprzezroczystość...Czujesz co płynie przez Ciebie? Energia.Ty czujesz tego człowieka!
Masz mętlik w głowie? Musisz podjąć decyzję? Bierzesz kartkę w dłoń i spisujesz plusy i minusy. Podliczasz i już wiesz.....To czemu się nadal zastanawiasz??? Przecież masz czarno na białym. Na kartce... Racjonalnie... Zastanawiasz się, bo głos w Twojej głowie ma jeszcze coś do dopowiedzenia. Usiądź, wyłącz swój jazgot w głowie. Słuchaj. Może to co usłyszysz Cię zdziwi. Ale to co słyszysz to jesteś Ty. Twoja energia, Twoje umarlaki, Twój anioł stróż. Szósty zmysł.
Kiedy jest Ci bardzo źle, kiedy już nie można dalej, kiedy gonitwa myśli zabija zdrowy rozsądek, idź tam gdzie Ci dobrze - do lasu, na cmentarz do kogoś bliskiego, do swojego łóżka, gdziekolwiek. Powiedz że potrzebujesz pomocy. Znaku. Powiedz to na głos. Poproś w myślach. Powiedz że nie umiesz sobie sam poradzić. I popłyń. Pozwól sobie pomóc. Dojrzyj znak. Czego się wstydzisz? Nikt się nie dowie.
Kiedy następnym razem coś każe Ci się cofnąć do domu, bo nie wyłączyłeś żelazka, albo coś Cię tknie, że chyba ziemniaki się przypalają i pobiegniesz do kuchni, powiedz "Dziękuję".
Kiedy przyśni Ci się ktoś kogo nie ma, a za kim tęsknisz, kiedy nagle poczujesz czyjąś obecność obok siebie (pozwól sobie na to), nie odpychaj tego od siebie, nie bój się, powiedz mu głośno: " Tęsknię za Tobą. Zaopiekuj się mną. Patrz na mnie, kieruj mną. Ty wiesz więcej. Widzisz więcej."
Poczuj to...
Złamany krzyż, powalona jabłoń, sny - systemy wczesnego ostrzegania: "Wyciągaj czerń z szafy".
Prośby: interweniuj, zrób coś! Pomóż nam!!!!
Słowa policjanta " Jakby ktoś zepchnął ich na sąsiedni pas". Ktoś.
Droga donikąd, słońce, szeroko i myśl: stop. Tabliczka i krzyż przy drodze. Słowa męża: Skąd wiedziałaś? Nie wiedziałam. Nie byłam przedtem. Ale poczułam.
10 lat. Wracam ze sklepu i mówię: Dziadek umarł. I umarł.I wszyscy wiedzieli.Czuli.
24 lata. Tata nie wraca. Wiemy że coś się stało. Czujemy gdzie jest. I jest.A włąsciwie już go nie ma...
Trzeba zawiadomić. Numery są w telefonie taty...rozładowanym już....po naładowaniu baterii żądanie PIN-u. Czarna dziura. Skąd to wziąć? A jak zmienił? Cholerny PIN!!!! Nagle krzyczymy z mamą: 9436! Po prostu wiemy...
Zły dom. Duży. Dla dziecka. Zagłuszamy czarne myśli. Pierwsza wizyta mamy i siostry: "Uciekaj stąd. Tu jest zła energia". Mąż czuje to samo. Mowi "Przy tobie bardziej czuję takie rzeczy". Zła siła siedzi na parterze, na ławce. Nie zrobi nam krzywdy, ale jest bardzo wkurzona i nie chce nas tu. Przychodzi nasz przyjaciel, zapala tam papierosa i mówi: "Nienawidzę tej ławki. Przeraża mnie!". Ksiądz poproszony o pomoc zwiewa, patrząc na nas jak na świrów. Bliski członek rodziny poproszony o rozmowę, wmawia nam że to rury i ściany hałasują. Jego oczy mówią coś innego. Czy tu kiedyś spał? Nie spał, odpowiada. Tu żyła wodna płynie pod domem i jego córka budziła się z płaczem. Tylko żyła wodna. Wychodzi. Coś ciągnie mnie do okna na tylnym wejściem. Mówię do męża: "Chodź, zobaczmy". Widzimy jak nie wsiada do samochodu. Klęczy pod tylnymi drzwiami i modli się. On wie. My wiemy. Wyprowadzamy się.Czujemy.
Poznaję kogoś. Jest miły ....
Bo masz dziecko to możesz mieć brudno????
Moja koleżanka powiła syna. Synuś rósł sobie. Tak samo jak syf w jej domu... Za każdym razem kiedy przekraczałam próg jej domu, słyszałam to samo: "Nie gniewaj się, nie miałam czasu posprzątać...". W domyśle: "Jestem matką, mogę mieć syf w domu i co mi zrobisz?".
Ile razy czytamy opinie mamuś, że nie warto sprzątać, bo dzieci ciągle brudzą, że nieważne że bałagan, ważne że puzzle z dzieckiem ułożyła, na spacerze była, nieważne że obiadu nie ma dzisiaj, ważne że z dzieckiem czas spędza, mamusia idealna no...Rzyg rzyg tym ideałem...
Ważne! Ważne żeby był porządek. Ważne żeby dziecko nie chowało się w syfie, kurzu, lepiącej podłodze, brudnych naczyniach i stercie brudnych galotów walających się w łazience.
Dla mnie ważne, żeby dziecko wiedziało że mimo całej mojej miłości do niego, są także inne ważne rzeczy do zrobienia.
Kiedy rano wstajemy, tłumaczę Gabi, że muszę odkurzyć podłogę, bo mamy dwa kudłate psy i jeśli nie sprzątnę kudłów to kudełki będą na jej ubranku. I będą ludzie pytali: czy to Gabisia, czy piesek jest? To zawsze wzbudza śmiech mojej córki i myk myk odkurzamy.
Kiedy coś się wyleje na podłogę, moja córcia już wie że w schowku jest mop i sama po niego biegnie: "Mama!!! Gabi lała, przątamy?". I myk podłoga umyta.
Kiedy nazbiera się ciuchów do prania, Gaba dostaje kredki i kartkę. Ona maluje kolejny obrazek na lodówkę. Myk, matka pranie wstawia. Wieszamy razem. Skłądamy też. To fajna zabawa. Szcególnie kiedy Gabi próbuje przymierzać ciuchy Masy i tatusia.
Zmywamy też razem. Mama myje, Gaba układa do szafek. Naczynia mamy w dolnych szafkach, więc trzylatka ogarnia temat. Prowadzimy przy tym rozmowy na Bardzo Ważne Tematy!
Kurze wycieramy razem. Lustra myjemy razem, a mamy co myć, bo mamy sześciodrzwiową szafę z lustrzanymi drzwiami. Mama myje górę, Gaba dół. Gaba zużywa o wiele więcej płynu:)))
Obiad robimy razem. Gaba ugniata, przyprawia, oczywiście smakuje, czy aby nie mdłe:)
Na spacery, puzzle i insze inszości mamy też czas.
Mamy czyściutko.
A kto nie ma, to nie znaczy że ma dzieci. To znaczy że jest brudasem. I tyle.
Ile razy czytamy opinie mamuś, że nie warto sprzątać, bo dzieci ciągle brudzą, że nieważne że bałagan, ważne że puzzle z dzieckiem ułożyła, na spacerze była, nieważne że obiadu nie ma dzisiaj, ważne że z dzieckiem czas spędza, mamusia idealna no...Rzyg rzyg tym ideałem...
Ważne! Ważne żeby był porządek. Ważne żeby dziecko nie chowało się w syfie, kurzu, lepiącej podłodze, brudnych naczyniach i stercie brudnych galotów walających się w łazience.
Dla mnie ważne, żeby dziecko wiedziało że mimo całej mojej miłości do niego, są także inne ważne rzeczy do zrobienia.
Kiedy rano wstajemy, tłumaczę Gabi, że muszę odkurzyć podłogę, bo mamy dwa kudłate psy i jeśli nie sprzątnę kudłów to kudełki będą na jej ubranku. I będą ludzie pytali: czy to Gabisia, czy piesek jest? To zawsze wzbudza śmiech mojej córki i myk myk odkurzamy.
Kiedy coś się wyleje na podłogę, moja córcia już wie że w schowku jest mop i sama po niego biegnie: "Mama!!! Gabi lała, przątamy?". I myk podłoga umyta.
Kiedy nazbiera się ciuchów do prania, Gaba dostaje kredki i kartkę. Ona maluje kolejny obrazek na lodówkę. Myk, matka pranie wstawia. Wieszamy razem. Skłądamy też. To fajna zabawa. Szcególnie kiedy Gabi próbuje przymierzać ciuchy Masy i tatusia.
Zmywamy też razem. Mama myje, Gaba układa do szafek. Naczynia mamy w dolnych szafkach, więc trzylatka ogarnia temat. Prowadzimy przy tym rozmowy na Bardzo Ważne Tematy!
Kurze wycieramy razem. Lustra myjemy razem, a mamy co myć, bo mamy sześciodrzwiową szafę z lustrzanymi drzwiami. Mama myje górę, Gaba dół. Gaba zużywa o wiele więcej płynu:)))
Obiad robimy razem. Gaba ugniata, przyprawia, oczywiście smakuje, czy aby nie mdłe:)
Na spacery, puzzle i insze inszości mamy też czas.
Mamy czyściutko.
A kto nie ma, to nie znaczy że ma dzieci. To znaczy że jest brudasem. I tyle.
2014/09/14
OMFG mam rude dziecko....Ratunku!!!!
Rudy to nie kolor to charakter.
Rude to fałszywe.
Obojętne jaka płeć, byle by zdrowe było i nie rude.
Rudzielce są puszczalskie.
Dosłownie i dosadnie?
Takie oto mądrości wyczytałam w ciągu zaledwie kilku dni na Facebooku.
Przedstawiam więc moja córkę:
Ruda. Kto ma chęć jej powiedzieć taką opinię prosto w twarz? Jakby to brzmiało???? Zaraz zaraz:
Ty fałszywa puszczalska ruda wredna dziewczynko?
Normalna jest. Dziewczynka niespełna trzyletnia. Urocza. Kocham ją.
Żadne zdziwienie nas nie ogarnęło że ruda. Siostry mojego dziadka wszystkie złote blondynki. Moja teściowa kasztanowa. Ja w stylu Gabi, tylko moje włosy wchodzą aż w biały kolor. Brunetką to ona szans nie miała być!
Wiele razy słyszę zachwyty nad jej włosami. Aż czasem się złoszczę w duchu, że nikt nie chwali jej bystrości, charakteru (rudego oczywiście!), inteligencji, tylko wszyscy ojejjakiemaszpięknewłosy, ajakieloczkimaszśliczne, jakaładnarudzinka itp.....
.Ile razy zachwycali się Twoim dzieckiem? Jakie ma włosy? Szare? Blond? Czarne? Śliczne? Rzucają się w oczy? Zaczepił Cię ktoś kiedyś na ulicy i powiedział że masz piękne dziecko?
Aaaaaa no, no, rozumiem, przecież te rzeczy o rudych to żarty są tylko...Nikt tak na serio nie myśli. To takie tylko...stereotypy, człowiek gada, potem żałuje.
Dobra, słuchaj.....to teraz ja coś Ci powiem, osobo używająca tych stereotypów: Co za głupia krowa z ciebie jest, a jaką masz wielką dupę,a dzieci głuuuuupie, nie wstyd ci? Upppssssss..... To żart był, nooo, się nie znasz? Tak człowiek gada tylko, nie na serio, nooo....
1-2% ludzkości ma rude włosy.
Gabisia jest wśród nich.
A ty możesz tylko zazdrościć!!!!!
Rude to fałszywe.
Obojętne jaka płeć, byle by zdrowe było i nie rude.
Rudzielce są puszczalskie.
Dosłownie i dosadnie?
Takie oto mądrości wyczytałam w ciągu zaledwie kilku dni na Facebooku.
Przedstawiam więc moja córkę:
Ty fałszywa puszczalska ruda wredna dziewczynko?
Normalna jest. Dziewczynka niespełna trzyletnia. Urocza. Kocham ją.
Żadne zdziwienie nas nie ogarnęło że ruda. Siostry mojego dziadka wszystkie złote blondynki. Moja teściowa kasztanowa. Ja w stylu Gabi, tylko moje włosy wchodzą aż w biały kolor. Brunetką to ona szans nie miała być!
.Ile razy zachwycali się Twoim dzieckiem? Jakie ma włosy? Szare? Blond? Czarne? Śliczne? Rzucają się w oczy? Zaczepił Cię ktoś kiedyś na ulicy i powiedział że masz piękne dziecko?
Aaaaaa no, no, rozumiem, przecież te rzeczy o rudych to żarty są tylko...Nikt tak na serio nie myśli. To takie tylko...stereotypy, człowiek gada, potem żałuje.
Dobra, słuchaj.....to teraz ja coś Ci powiem, osobo używająca tych stereotypów: Co za głupia krowa z ciebie jest, a jaką masz wielką dupę,a dzieci głuuuuupie, nie wstyd ci? Upppssssss..... To żart był, nooo, się nie znasz? Tak człowiek gada tylko, nie na serio, nooo....
1-2% ludzkości ma rude włosy.
Gabisia jest wśród nich.
A ty możesz tylko zazdrościć!!!!!
2014/09/11
Gabi musi siusiu!
Na " Disney Junior" jest bajka pt. "Nina musi siusiu". Mała Nina parcie na pęcherz odczuwa w najdzieniejszych sytuacjach, rodzice zazwyczaj nie mogą znaleźć kibelka, na to przylatuje babcia Niny. Przylatuje dosłownie, bo babcia ma turbodoładowanie, albo rolki, albo samolot, zależnie od potrzeby...Babcia zabiera Ninę na kibelek, Nina siusia i napisy końcowe. To ja poproszę taką babcię.
Na zakupach moje dziecię zaczęło przebierać nogami: "Mamaaaaaa Gaba musi sikuuuu!!!". W pierwszym sklepie nie mieli ubikacji (WTF? Gdzie te kobity sikają w czasie pracy???). W drugim pani nas nie wpuściła bo w spożywce podobno sanepid zabrania wchodzić obcym na zaplecze (WTF? Moja córka to Obcy?). W trzecim sklepie pani powołała się na zakaz szefa. Nikt obcy na zaplecze. Pani scenicznym szeptem oznajmiła mi, że nawet TAM mają kamery (i szefa zbokola chyba??). A moje dziecię krzyczy coraz głośniej, że SIKU JUŻ TERAZ!!!
Jak się matka wkurzyła, to ściągnęła dziecku portki przed tymi sklepami, na skrawku trawy i rzekła "Sikaj!!!". Gaba swoje zrobiła, ruszyła dalej z okrzykiem "Zadzwonimy tatusiu, że Gabisia sikała na trawę?" i szczęściem wypisanym na buzince. I pustym pęcherzem.
I tu apel do wszystkich. Kiedy Gabi musi siusiu, wpuśćcie ją. Bo nie wytrzyma. Nie naniesie zarazków, nie wyniesie towaru, ma w nosie nawet te brylanty które macie w łazienkowej szafce, czy coś tam. Gabisia ma tylko mały pęcherz nad którym niedawno nauczyła się panować. I niestety nie ma takiej wystrzałowej babci jak Nina...
Na zakupach moje dziecię zaczęło przebierać nogami: "Mamaaaaaa Gaba musi sikuuuu!!!". W pierwszym sklepie nie mieli ubikacji (WTF? Gdzie te kobity sikają w czasie pracy???). W drugim pani nas nie wpuściła bo w spożywce podobno sanepid zabrania wchodzić obcym na zaplecze (WTF? Moja córka to Obcy?). W trzecim sklepie pani powołała się na zakaz szefa. Nikt obcy na zaplecze. Pani scenicznym szeptem oznajmiła mi, że nawet TAM mają kamery (i szefa zbokola chyba??). A moje dziecię krzyczy coraz głośniej, że SIKU JUŻ TERAZ!!!
Jak się matka wkurzyła, to ściągnęła dziecku portki przed tymi sklepami, na skrawku trawy i rzekła "Sikaj!!!". Gaba swoje zrobiła, ruszyła dalej z okrzykiem "Zadzwonimy tatusiu, że Gabisia sikała na trawę?" i szczęściem wypisanym na buzince. I pustym pęcherzem.
I tu apel do wszystkich. Kiedy Gabi musi siusiu, wpuśćcie ją. Bo nie wytrzyma. Nie naniesie zarazków, nie wyniesie towaru, ma w nosie nawet te brylanty które macie w łazienkowej szafce, czy coś tam. Gabisia ma tylko mały pęcherz nad którym niedawno nauczyła się panować. I niestety nie ma takiej wystrzałowej babci jak Nina...
2014/09/10
Uratowałam moją córkę. A Ty umiesz pomóc?
Szłyśmy sobie z Gabichą ryneczkiem w pobliskim miasteczku. Moja córa śpiewała piosenkę pod tytułem " Kupimy mięęęęęsko na obiaaaadeeekkkk".
Na ławce siedziała bardzo leciwa pani. Uśmiechnęła się na widok Gabi i powiedziała " Niech pani poczeka, dam córce cukierka". Sięgnęła do torby i wyjęła garść landrynek. Moje dziecko rzuciło się jak wygłodniały zwierz, wymieniłyśmy ze starszą panią kilka ciepłych słów i dalej w drogę.
Zabrałam Gabi landrynki. Moje dziecko nie je twardych cukierków. Zakaz ma absolutny. A jednak jeden cukierek nadal tkwił w łapce mojej córki. Nie wiem jakim cudem. I to był cukierek niedoszły morderca...
Płacąc za mięso, usłyszałam za mną dziwny dźwięk. Moja córka była purpurowa i wydawała z siebie jakieś charczenie. W ręce trzymała papierek od tej cholernej landrynki.
Pochyl do przodu, wal między łopatki. Uciśnij nadbrzusze. Nie chciał wyjść. Po kilku uderzeniach zaczęła kaszleć. Ulga. Cukierek po kolejnym uderzeniu spadł na podłogę. Gabi wpadła w histerię, ja myślałam że zemdleję za chwilę. Wsiadłyśmy do auta. W drodze do domu puściły mi nerwy tak, że musiałam się zatrzymać na poboczu i wypłakać strach.
Prowadziłam kursy pierwszej pomocy dzieciom i niemowlętom, razem z ratownikami medycznymi. Mam to we krwi już.
A Ty???
Pamiętaj że pochylenie do przodu sprawia że ciało obce nie przesunie się w dół dróg oddechowych, tylko zostanie wyplute!!!!! Nie klepiemy w plecy wyprostowanych osób!
Pamiętaj że nie wyciągamy paluchami tego co w gardle, bo możemy wepchnąć głębiej!!!!
Nie podnosimy dzieci za nogi do pozycji "do góry nogami"!!! Uszkodzimy bioderka!
I pamiętaj że dziecko zadławione jest w szoku, boi się, Ty musisz mieć stalowe nerwy wtedy i działać.
Potem się wypłaczesz na poboczu!
I żadnych landrynek, orzeszków, czereśni, winogron małym dzieciom. Żadnych w całości.
Na ławce siedziała bardzo leciwa pani. Uśmiechnęła się na widok Gabi i powiedziała " Niech pani poczeka, dam córce cukierka". Sięgnęła do torby i wyjęła garść landrynek. Moje dziecko rzuciło się jak wygłodniały zwierz, wymieniłyśmy ze starszą panią kilka ciepłych słów i dalej w drogę.
Zabrałam Gabi landrynki. Moje dziecko nie je twardych cukierków. Zakaz ma absolutny. A jednak jeden cukierek nadal tkwił w łapce mojej córki. Nie wiem jakim cudem. I to był cukierek niedoszły morderca...
Płacąc za mięso, usłyszałam za mną dziwny dźwięk. Moja córka była purpurowa i wydawała z siebie jakieś charczenie. W ręce trzymała papierek od tej cholernej landrynki.
Pochyl do przodu, wal między łopatki. Uciśnij nadbrzusze. Nie chciał wyjść. Po kilku uderzeniach zaczęła kaszleć. Ulga. Cukierek po kolejnym uderzeniu spadł na podłogę. Gabi wpadła w histerię, ja myślałam że zemdleję za chwilę. Wsiadłyśmy do auta. W drodze do domu puściły mi nerwy tak, że musiałam się zatrzymać na poboczu i wypłakać strach.
Prowadziłam kursy pierwszej pomocy dzieciom i niemowlętom, razem z ratownikami medycznymi. Mam to we krwi już.
A Ty???
Pamiętaj że pochylenie do przodu sprawia że ciało obce nie przesunie się w dół dróg oddechowych, tylko zostanie wyplute!!!!! Nie klepiemy w plecy wyprostowanych osób!
Pamiętaj że nie wyciągamy paluchami tego co w gardle, bo możemy wepchnąć głębiej!!!!
Nie podnosimy dzieci za nogi do pozycji "do góry nogami"!!! Uszkodzimy bioderka!
I pamiętaj że dziecko zadławione jest w szoku, boi się, Ty musisz mieć stalowe nerwy wtedy i działać.
Potem się wypłaczesz na poboczu!
I żadnych landrynek, orzeszków, czereśni, winogron małym dzieciom. Żadnych w całości.
2014/09/08
Przeznaczenie jeździ czerwonym samochodem.
Dzień zaczął się od dobrej wiadomości. Zaczął się wcześnie, bo Masa zaczął się nudzić już o 6.30. Potem była ta dobra wiadomość. Niby nic specjalnego, ale uśmiech się pojawił. Potem było ogarnianie dzieci, jak co dzień. Oczywiście spacer z Kazimierzem i Kają, sprzątanie i śniadanie. Norma. Nuda. Rutyna czasem do wyrzygania. Człowiek przestaje być spontaniczny, kiedy pojawiają się dzieci. No chyba że spontaniczne jest wyjście na lody z Gabi, albo wizyta w zoo. Szaleństwo. Potem pranie załadowane do pralki, lekki nerw że tyle się nazbierało. Kawa z mamą i zrobienie listy zakupów. Taniec Gabisi że ona owszem jedzie ze mną, ale czy kupimy lalkę? Barbie oczywiście. Mama, mama, kupimy Gabisi lalkę, plossssęęęę cięęęę mami? No ok. Babcia zabawiła się w sponsora, Gabisia jedzie ze mną. A kup córcia kawę jeszcze i mi pilnik do paznokci. Mamo, a mamy jajka? A coś z drogerii? Gabisia wpada w kolejny obłęd: Maaaaamiiii a pojdzimy na looooda? Ploseeee cię mamooooo! Ok, pojdziemy na loda, ale weźmiemy Mikołaja ok? To się Gabisi średnio spodobało...Mammmmooo a ciemu bierzemy blata? A ciemuuuu? A bo jak zrobimy zakupy to pojdziemy po loda i do parku na spacer co? Rowerek zabierzemy, pośmigasz po parku.
Radość ogólna nastała, zapakowaliśmy się do auta, pośpiewałyśmy z Gabą parę piosenek, Masa zasnął.
Do miasta mamy 7 kilometrów. Benzyny w baku baaardzo mało. Jechałam więc grzecznie 80 km na godzinę, coby matki bryka nagle z braku paliwa nam w lesie nie stanęła. Śmiałam się sama z siebie, że taki grzeczny kierowca jestem.
I w momencie kiedy tłumaczyłam córce, że lalka ma na pewno dwie nogi, a nie trzy, więc buty ma na pewno dwa a nie trzy, zobaczyłam coś. Z lewej strony. Czerwonego. Był na podporządkowanej. Absolutnie nie zauważył znaku.. Jechał ze 120.
Nie wiem co zrobiłam, hamowałam na pewno. Wykręciłam kierownicą jakiś es flores na pobocze. Jedna myśl w głowie: Moje dzieci, moje dzieci, jak mantra.
On zauważył, nie hamował, przeleciał jak strzała.
Gdyby zahamował to byśmy się spotkali. Gdyby nie był czerwony, gdybym nie jechała tak wolno, gdyby zahamował, gdybym spojrzała w prawo a nie w lewo......Dzieliły nas centymetry, ale udało się.
Czy uważam że ocaliłam nasze życia? Nie wiem.
Czy to siła wyższa? Nie mam pojęcia.
Czy to drugie życie w prezencie? Może, nie czuję tak. Co czuję?
Wściekłość.
Panie kurwa Kierowco. Można się zagapić. Mieć głowę pełną myśli o niebieskich migdałach, być zmęczonym, radosnym, zapalać papierosa, można znaku nie zauważyć. Ale gnoju jeden, jechałeś przez wieś bez chodników przynajmniej stówą. Choć założyłabym się że na liczniku było więcej. I mogłeś nas zabić. Moje dzieci!!! Moje najsłodsze maleństwa które jechały z mamą na spacer do parku i na lody. Kto ci skurwielu dał prawo do decydowania o naszym życiu? Na swoim życiu ci nie zależy? Ok, ale nie zabijaj innych. Nie zabijaj dzieci!!!!
Na spacerze byliśmy.
Dzień skończył się równie rutynowo jak się zaczął.
Ale widok czerwonego rozpędzonego samochodu długo we mnie zostanie.
Radość ogólna nastała, zapakowaliśmy się do auta, pośpiewałyśmy z Gabą parę piosenek, Masa zasnął.
Do miasta mamy 7 kilometrów. Benzyny w baku baaardzo mało. Jechałam więc grzecznie 80 km na godzinę, coby matki bryka nagle z braku paliwa nam w lesie nie stanęła. Śmiałam się sama z siebie, że taki grzeczny kierowca jestem.
I w momencie kiedy tłumaczyłam córce, że lalka ma na pewno dwie nogi, a nie trzy, więc buty ma na pewno dwa a nie trzy, zobaczyłam coś. Z lewej strony. Czerwonego. Był na podporządkowanej. Absolutnie nie zauważył znaku.. Jechał ze 120.
Nie wiem co zrobiłam, hamowałam na pewno. Wykręciłam kierownicą jakiś es flores na pobocze. Jedna myśl w głowie: Moje dzieci, moje dzieci, jak mantra.
On zauważył, nie hamował, przeleciał jak strzała.
Gdyby zahamował to byśmy się spotkali. Gdyby nie był czerwony, gdybym nie jechała tak wolno, gdyby zahamował, gdybym spojrzała w prawo a nie w lewo......Dzieliły nas centymetry, ale udało się.
Czy uważam że ocaliłam nasze życia? Nie wiem.
Czy to siła wyższa? Nie mam pojęcia.
Czy to drugie życie w prezencie? Może, nie czuję tak. Co czuję?
Wściekłość.
Panie kurwa Kierowco. Można się zagapić. Mieć głowę pełną myśli o niebieskich migdałach, być zmęczonym, radosnym, zapalać papierosa, można znaku nie zauważyć. Ale gnoju jeden, jechałeś przez wieś bez chodników przynajmniej stówą. Choć założyłabym się że na liczniku było więcej. I mogłeś nas zabić. Moje dzieci!!! Moje najsłodsze maleństwa które jechały z mamą na spacer do parku i na lody. Kto ci skurwielu dał prawo do decydowania o naszym życiu? Na swoim życiu ci nie zależy? Ok, ale nie zabijaj innych. Nie zabijaj dzieci!!!!
Na spacerze byliśmy.
Dzień skończył się równie rutynowo jak się zaczął.
Ale widok czerwonego rozpędzonego samochodu długo we mnie zostanie.
2014/09/02
Historia złośliwych poczwar....
Pamiętacie książkę "Toksyczni ludzie"? Czy jakoś to tak leciało... Przez lata całe nie spotkałam takich wredot jak tych dwoje...Małżeństwo trzydziestolatków....Dobrane idealnie pod względem przepełnienia złością, goryczą i nienawiścią do całego świata.... A przy tym poziom zakochania w sobie osiąga niepoliczalne wartości.
Tak, dokuczyli nam... Bardzo...Tak za nic, tak za to że nie dajemy się prowokować, lubimy ludzi i nie chcemy ich oceniać. Próbowali zaczynać w nas, w nasze dzieci, mało tego - obrażali nawet nasze psy, słusznie zauważając że wyjątkowo głupie i brzydale... Tak, nie spływało po mnie, czasem płakałam, raz nawet przy nich, co pewnie dało im satysfakcję olbrzymią, ale....kiedy opowiedziałam mężowi, kiedy mnie przytulił, ucałował i nie kazał się martwić...przeszło. Tak, przychodzili do nas pracownicy żaląc się, wylewając swoją nienawiść, knując, prosząc o poparcie, proponując układy żeby tych ohydów wykurzyć...
Zawsze miałam gotową odpowiedź: Dajcie spokój, z kimś tak głupim nie wygracie. Bo to są naprawdę głupi ludzie, poziom inteligencji jak u świnki morskiej. Mniej nawet. Świnki są fajne. Miałam dwie. Trzy w sumie. Jedna szybko zdechła, tak jakbym ją w połowie tylko miała się czuję.
A dzisiaj na FP żartując sobie z afer, dowiedziałam się że przebrali miarę. Bardzo, bardzo. To co robią jest już przestępstwem. I nie, jak to piszą różne celebrytki FB, uderzają w nas, dzieci, psy, pieniądze. Uderzają w to z czego żyjemy, w to co robimy całym sercem i najstaranniej jak możemy....
I się wkurwiłam nie na nich. Na siebie bardzo. Nie można udawać że nie ma problemu, nie można usprawiedliwiać zachowań głupotą, trzeba mieć pysk, pięść i jaja. Walić czasem na odlew. I mimo że najpierw się uśmiałam z historii którą opowiadają naszym ludziom, później przyszła refleksja: a co jeśli ktoś w to uwierzy? I czy pozwalanie kolejny raz na takie zachowanie jest czymś dobrym? Może to świadczy o mojej głupocie? Brak reakcji przyzwoleniem? Na to wychodzi....
Czy będę z nimi o tym rozmawiać? Nie.
Czy będę im tłumaczyć? Nie.
Czy wytłumaczę to pracownikom? Nie.
Czy to zignoruję? Nie.
Czy zaangażuję w to szefa wszystkich szefów? Nie.
Czy zgłoszę na policję? Nie.
Czy będę płakać/złościć się/narzekać? Nie.
Co zrobie? Nic.Pozwolę męzowi zrobić to o będzie chciał.
Kiedyś ktoś mojego mężusia też wkurzył.
Mężuś ma pamiątkę po tym ktosiu.
Odcisk jego zębów.
Na pięsci.
Duży.
Nie lubię głupich ludzi.
Tak, dokuczyli nam... Bardzo...Tak za nic, tak za to że nie dajemy się prowokować, lubimy ludzi i nie chcemy ich oceniać. Próbowali zaczynać w nas, w nasze dzieci, mało tego - obrażali nawet nasze psy, słusznie zauważając że wyjątkowo głupie i brzydale... Tak, nie spływało po mnie, czasem płakałam, raz nawet przy nich, co pewnie dało im satysfakcję olbrzymią, ale....kiedy opowiedziałam mężowi, kiedy mnie przytulił, ucałował i nie kazał się martwić...przeszło. Tak, przychodzili do nas pracownicy żaląc się, wylewając swoją nienawiść, knując, prosząc o poparcie, proponując układy żeby tych ohydów wykurzyć...
Zawsze miałam gotową odpowiedź: Dajcie spokój, z kimś tak głupim nie wygracie. Bo to są naprawdę głupi ludzie, poziom inteligencji jak u świnki morskiej. Mniej nawet. Świnki są fajne. Miałam dwie. Trzy w sumie. Jedna szybko zdechła, tak jakbym ją w połowie tylko miała się czuję.
A dzisiaj na FP żartując sobie z afer, dowiedziałam się że przebrali miarę. Bardzo, bardzo. To co robią jest już przestępstwem. I nie, jak to piszą różne celebrytki FB, uderzają w nas, dzieci, psy, pieniądze. Uderzają w to z czego żyjemy, w to co robimy całym sercem i najstaranniej jak możemy....
I się wkurwiłam nie na nich. Na siebie bardzo. Nie można udawać że nie ma problemu, nie można usprawiedliwiać zachowań głupotą, trzeba mieć pysk, pięść i jaja. Walić czasem na odlew. I mimo że najpierw się uśmiałam z historii którą opowiadają naszym ludziom, później przyszła refleksja: a co jeśli ktoś w to uwierzy? I czy pozwalanie kolejny raz na takie zachowanie jest czymś dobrym? Może to świadczy o mojej głupocie? Brak reakcji przyzwoleniem? Na to wychodzi....
Czy będę z nimi o tym rozmawiać? Nie.
Czy będę im tłumaczyć? Nie.
Czy wytłumaczę to pracownikom? Nie.
Czy to zignoruję? Nie.
Czy zaangażuję w to szefa wszystkich szefów? Nie.
Czy zgłoszę na policję? Nie.
Czy będę płakać/złościć się/narzekać? Nie.
Co zrobie? Nic.Pozwolę męzowi zrobić to o będzie chciał.
Kiedyś ktoś mojego mężusia też wkurzył.
Mężuś ma pamiątkę po tym ktosiu.
Odcisk jego zębów.
Na pięsci.
Duży.
Nie lubię głupich ludzi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)