Śpią sobie dzieci. A jako że wakacjujemy sobie u babci, śpią ze mną w jednym pokoju. Ja nadrabiam Newsweeki z ostatnich trzech miesięcy i tak sobie spoglądam na nich od czasu do czasu.
Wczoraj dotarła do mnie bardzo smutna wiadomość, ugodziła w samo serce i kazała mi mocno ukochać moje dzieciątka i przypomnieć sobie jaką jestem szczęściarą że są zdrowe.
Że są w ogóle.
Że je bardzo kocham.
Ale czy ja je tak właściwie kocham?
Bo na przykład:
Kocham mojego męża. Kocham go bardzo. Za to że jest dla mnie oparciem, moim najlepszym przyjacielem, najsurowszym krytykiem, najczulszym opiekunem, kawałem gnoja czasem, wredną małpą złośliwą, cudownym tatusiem moich dzieci, czasem błaznem który umie mnie rozbawić do łez, czasem jedyną osobą która umie mnie przywołać do porządku, czasem kimś przy kim mogę poczuć się jak mała dziewczynka. Kocham go za poranną kawę, wyniesienie śmieci, za to że kocha nasze psy równie mocno jak ja, że przy nim się rozwijam, że razem milczymy, za seks, za rozmowy, za nasze życie...
Kocham moją mamę. Kiedyś bezwarunkowo, teraz bardziej krytycznie, ale bardzo. Bo jest, bo mi pomaga, bo jest bardziej leniwa niż ja, bo pijemy kawkę i palimy papieroski i rozmawiamy godzinami o czym tylko się da, bo kocha zwierzaki jak ja, bo mnie urodziła, bo kochała mojego tatę i nadal kocha, bo jest dla mnie wsparciem w wychowywaniu dzieci, bo lubi sprośne żarty i czarny humor, bo kocha książki Kinga, lubi Fidyka,a każde Boże Narodzenie zamienia w magię.
Kochałam mojego tatę i kochać zawsze będę. Bo jest dla mnie wzorem mężczyzny, bo kochał moją mamę i brał ją za rękę na każdym spacerze, bo był zawsze dumny ze mnie, był kiepskim ojcem ale najlepszym kumplem, bo kochał z wzajemnością moje przyjaciólki, lubił moich chłopaków, odbierał mnie z każdej imprezy mimo moich głośnych protestów, uwielbiał jeździć ze mną godzinami bez celu po różnych wiochach, bo posadziliśmy kiedyś 100 choinek na które teraz patrzę kiedy jestem w domu u mamy, bo płakał kiedy nasz pies zdechł na raka, bo kupił mi ogromny bukiet róż z okazji pierwszej miesiączki, nawet pigułki antydzieciowe mi wykupił w aptece kiedyś, bo zasponsorował mi tatuaż i kolczyk w pępku, bo sobie kiedyś ogolił klatę, kiedy koleżanka mojej siostry stwierdziła że dziewczyny nie lecą na owłosionych facetów. Bo miał najczarniejsze poczucie humoru, po operacji pokazywał szwy i dziurę w czole twierdząc że go żona bije. Bo na targu wszystko kupował taniej bo twierdził że targ jest po to żeby się targować.Bo był dla mnie zawsze....
Kocham moją siostrę choć durna czasem jak sto kilo gwoździ i kłócimy się namiętnie. Licytujemy która głupsza jest, która ma gorsze dzieci i mniej kasy, no i gorszego męża....ale kiedy przychodzi co do czego, jesteśmy sisters power, armia dwóch bab które zmiotą każdego kto podskoczy. Kochamy shopping, Jodi Picoult, nasze wspólne dzieci, świrowatą matkę, rozmowy nocą, czytanie głupich gazet, siedzenie na Pudelku i bekę z celebrytów, serię "7 kobiet" z cudowną Cherry Healley, jedzenie czekolady o 3 w nocy, Kocham ją za to że czasem widzę siebie jej oczami, co pomaga mi się zdystansować.
Kocham mojego przyjaciela za to że jest, że ratował mnie z najgorszych opresji, że był dla mnie zawsze, za śmieszne rysunki za wycieraczką samochodu, za wielogodzinne rozmowy kiedy umierał mój tata, kiedy rzucił mnie chłopak, świat się walił, a on był. Za to że upił się do nieprzytomności po śmierci mojego taty, że trzymał mi głowę nad kibelkiem kiedy wypiłam litr szampana zagryzając wiadrem popcornu, że nosił mnie po plaży pełnej ohydnych ślimaków bez skorup, za to że udaje że lubi mojego męża i pozwala mi nie udawać że lubię jego głupią żonę. Za to że mnie kocha i w przyszłym życiu będzie moim mężem. I za to że umiał odpuścić chęć bycia mężem w tym zyciu.
Kocham moje psy. Kocham jesienne wieczory. Kocham Dave'a Matthews'a. Kocham mamusiny ogród. Kocham jeść. Mój dom, leniwe poranki, kocham pić kawę. Kocham bo żyję, kocham bo lubienie to za mało i mimo że może być to czasem używane jako egzaltacja, po prostu używam słowa "kocham" dość często.
Zawsze kocham za coś i mimo czegoś. Każda osoba, każda rzecz ma do mojego kochania przypisany ciąg dalszy. Słowotok miłości. Kocham, bo......Kocham za......Kocham mimo że.....Nieskończoność słowna ciągu skojarzeń, opisy sytuacji w których wiem że kocham, skojarzenie, zupełnie jakby miłość potrzebowała uzasadnienia, czasem nawet usprawiedliwienia.
Jak mogłabym kochać moje dzieci. Bez słowotoku, bez uzasadnienia, bez początku i końca tej miłości? Jak kochać część siebie, tak nierozerwalną ze mną, moje dzieło tak wspaniałe, że patrząc na nie czasem myślę w jaki sposób udało nam się stworzyć coś tak pięknego i doskonałego? Jak myśleć o nazywaniu tych uczuć?
Nie kocham moich dzieci. Nie umiem opisać tego co do nich czuję. Ale miłość to za mało powiedziane. Ja jestem po prostu ich mamą. A oni są moimi dziećmi. I nie ma takich słów........
O matko Polko kochana, pisz takich postów więcej !
OdpowiedzUsuńCudownie opisane , gdy to czytałam przypominały mi się wszystkie chwile z dzieciństwa. I to za co kocham moich bliskich.
Postaram się:) Dziękuję:)
Usuńgraza,a jak pisalas o milosci do swojego Taty,to mi sie przypomnialo jak opowiadalas ,jak kupowaliscie prezerwatywy , bo chyba chcieliuscie je woda napelniac i Tato Twoj pytał w kiosku( Ty siedzialas w aucie) czy kobita ma prezerwatywy, ale nie miala i wtedt Twoj Tato z tragizmem w glosie spytal- to moze chociaz balony pani ma???!!!! i ta babka myslala ze chcecie te balony wykorzystac jak prezerwatywy :)))))). polka
OdpowiedzUsuńdla nas jasne było że gumki w kiosku będą:) szczególnie w wiejskim kiosku łatwiej o prezerwatywy niż o balony, co nie?:) a Pani jakoś to tak dziwnie odebrała hehe:)
Usuń