2014/08/31

Dziewczynka która ocaliła nas....





I gdy 9 lat temu już było tak źle, że czekaliśmy tylko na kolejny piorun, gdy świat rozpadał się na kawałki, czerń nie wychodziła z szafy bo była zbyt często używana, a każdy  dzwonek telefonu wieszczył zło, przyszła Ona i w czerwcowy słoneczny dzień powiedziała; " Jestem w ciąży". Świat się zatrzymał, aż tąpnął ze zdzwienia i jakaś siła zdzieliła nas jak obuchem po głowach. W ciązy jest. Jak to w ciąży. W taki czas? W samo zło? Przecież nas zaraz nie będzie, to trwa ciągle, jak to w ciąży, z ciąży będzie dziecko, jak to dziecko w taki czas...
Ale dziecko było w jej brzuchu, rosło sobie, żądało zainteresowania i lodów Milka, troszkę pchało się na świat ale było. Zły czas się skończył, wszystko się zmieniło, bo jak płakać skoro dziecko będzie, ona w ciąży jest, skowronki coraz częstsze, a bo to trzeba w takim razie remont skończyć, bo wózek, ciuszki, bo to światełko, znak, bo zamieszka z nami, będziemy mieli dzidzię, wszyscy my którzy zostaliśmy, ona w ciąży, już niedługo, bo to dziewczynka dziewczynka dziewczynka będzie!

Dziewczynka była punktualna, a my wszyscy wokół telefonu,z zegarkami w ręce, bo tak długo, a czy wszystko w porządku, a kiedy w końcu, a czy zdrowa, a co tak długo, a no...ile jeszcze i ....jest!

Moja dziewczynka. Mały jeżyk w żółtym pajacyku w kaczuszki. Mały maleńki stworek który dał nam nadzieję na jutro.

Moja dziewczynka, na punkcie której wszyscy oszaleliśmy. Mały pulpecik z czarnymi włoskami i oczkami, słodko szczebioczący w wannie, spacerujący ze mną godzinami , podziwiający codziennie tę samą fontannę, ale codziennie z tym samym zachwytem, pokochany przez mojego męża równie mocno jak przeze mnie. Pulpecik który wymagał troszkę pracy z racji choroby, ale robiący postępy w niesamowitym tempie. Pierwsze kroki, pierwsze słowa, wszystko było takie pierwsze. Tyle myśli dotyczyło tej małej dziewczynki, tyle starań, tyle zmartwień, ale też tyle radości, tyle śmiechu i tyle miłości. Nie sądziłam że będę umiała kogoś tak kochać.

Dziś moja mała dziewczynka ma już 8 lat. Żyjemy ponad 500 km od siebie. Nie jest już pulpecikiem, tylko piekną mądrą kobietką. Nadal moją. Dziewczynką, która żeby poznać mojego syna oświadcza rodzicom że jedzie do cioci i .... przyjeżdża. Spędzamy razem dwa tygodnie, Jestem znowu na bieżąco w wydarzeniach szkolnych, wiem co i jak z którą koleżanką (no i powoli koledzy się pojawiają:)), jakie lalki Monster High w tym sezonie się pojawią, zostaję naciągnięta na milion róznych rzeczy, spędzamy kilka dni u rodziny mojego męża (dla nich dziewczynka jest czymś oczywistym-w końcu moja ukochana!), jest jakbyśmy się nie rozstawały. W końcu musi jechać, niedługo rozpoczyna rok szkolny. Żegnamy się konspiracyjnym : " Ciociu , ja mam w październiku dwa tygodnie wolnego, przyjedzie wujek po mnie?". Pewnie że przyjedzie!

Mam swoją dwójkę pulpecików teraz. Dziewczynka ma już siostrę. Ale dla mnie zawsze będzie pierwszą księżniczką. To ona nam dała wiarę w to, że może być dobrze. To ona nas posklejała. To ona nauczyła mnie tak kochać. To ona powodowała kłótnie, ale też dawała powód do zgody. To ona sprawia że odległość kilkuset kilometrów, która nasze rodziny dzieli , daje się przebyć często. Bez narzekania, bez zmęczenia. To ona pokazała mi jak wspaniałym ojcem będzie mój mąż. Zawsze będzie moją dziewczynką. Moim trzecim pulpecikiem.

Pojechała kilka godzin temu. Tęsknię za nią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz