Nie śpię. Cieszę się.
To było wczesne lato.
Upał, okna pootwierane, noc. Świerszcze, komary, mała lampka, laptop.
Końcówka ciąży z Masą. Opuchlizna, zgaga, bezsenność.
I ona.
Skąd się nagle pojawiła? Cztery lata razem w liceum. Kilka zdawkowych zdań przez cztery lata.
Pojawiła się i pisze mi w tą ciężką czerwcową noc.
Że ją zostawił po 8 latach. Chorą.
Że ma inną i od dawna miał.
Że będzie tatą.
Że ona nie chce żyć.
Że będzie sama, że przecież ona chce dzieci mieć, a tu 34 lata na karku, sama teraz, chora ale już zdrowieje i mogłaby teraz, ślub, dzieci, życie.
A on poszedł sobie.
Że ona nie chce tak.
Będzie zawsze sama.
Że godzi się z tym, samotność nie jest taka zła i no, koty ma przecież.
A ja swoje - D., ogarnij się, ja ci mówię że to przejściowe.
Będziesz szczęsliwa, uwierz.
A ona swoje. Że sama, no trudno, ona już nigdy, nigdy, ona nie chce.
Nie wierzyła mi.
A ja tak wierzyłam w nią i jej szczęście.
Dzisiaj zadzwoniła.
Będzie mamą.
Przeszczęśliwa.
Nie wiesz jak mnie cieszy Twoje szczęscie, Mała.
Ale muszę coś dodać.
A NIE MÓWIŁAM????
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz