Panie Boże!
Mam nadzieję, że po wysłaniu tego listu, on wróci do mnie z adnotacją "adresat nieznany".
To będzie potwierdzenie mojej tezy.
Że Ty nie istniejesz.
Odetchnę z wielką ulgą.
Jak dobrze że Bóg nie istnieje.
Bo kiedy mówię, że Ciebie nie ma, to wielu rzeczy nie muszę.
Mówić dzieciom, że powinny czcić kogoś takiego jak Ty - nie muszę.
Że powinny kochać kogoś kto, jak Ty, pozwala ojcu gwałcić dwuletnią córkę, a pięcioletnią zatłuc kamieniem.
Że powinny modlić się do Stwórcy, który tworzy ludzi-warzywa, daje dzieciom nowotwory, zabiera im rodziców w wypadkach spowodowanych przez naćpanych zwyrodnialców, pozwala gwałcić ciężarne, palić żywcem, parzyć napalmem, głodzić na śmierć.
Nie muszę dzieciom mówić, że jest Bóg, który zamyka oczy na takie ohydztwa.
Bo co Ty wtedy czujesz?
Może nie zamykasz oczu?
Widzę Cię w myślach jako starca z bezzębnym uśmiechem, śliniącego się z radości, kiedy dzieje się krzywda.
"Taaaaaak" - krzyczysz, a ręce trzęsą Ci się z podniecenia, a i podskakujesz jak dziecko na widok lizaka -"taaaaak, a co to dziś zrobimy na tym świecie? Komu by tu przypierdolić? O jaka ładna trzylatka, a masz raka, żeby rodzice już szczęśliwi nie byli, a tu pociąg wykoleimy, ludziom nogi poobcina, ale zabawa, a tu może pedofilka jakiegoś wyślemy? Ooooo pedofila z nożem, niech zgwałci i zadźga!!! Macie swój krzyż i go dźwigajcie, chwalcie Pana barany!!!!!".
Czy zamykasz może oczy i szepczesz "Niech się dzieje wola nieba"?.......
A może to Pan Szatan tak grandzi na tym padole?
Jakimże jesteś nędznym Bogiem, w takim razie, że nie umiesz go powstrzymać.
Wszechmocny.
Terefere.
Wiesz co mi zrobiłeś.
Jak się z tym czujesz?
Ja okropnie. Ohydnie. Nic mi tego nie zastąpi.
Cieszyłeś się jak płakałam? Czy nie zauważyłeś?
Tak mi przykro, że nie mam w kogo wierzyć.
Tak mi ciężko, że nie mam z kim rozmawiać, kiedy jestem sama.
Tak się boję, że jednak istniejesz.
Taką mam nadzieję, że list wróci.
2015/04/29
2015/04/20
Panie Witkowski, Pan uważa na paseczki!
Jakże głupim trzeba być człowiekiem, żeby nie rozpoznać symbolu SS.
Panie Witkowski, co Pan?
Błaznem trzeba umieć być. To trudna sztuka.
Idiotą się jest.
Prowokacja? Promocja książki?
Co się robi z idiotami?
Nic.
Odpuśćcie temat, nie warto. Media huczą, zaciekawione ludzie skocznie biegną do Wikipedii, a co to jest ten Witkowski?
Kiedyś pisarz. Teraz głupek w czapce z runami.
Taka na przykład swastyka - od 2000 lat znana, symbol religijny, który lekko okręcony, w czerwono - biało - czarnej kolorystyce był symbolem NSDAP (Pan wie, Panie Witkowski co to NSDAP?), a w rezultacie III rzeszy. No taka swastyka to by jeszcze szło kota ogonem odwrócić jakoś. Że Witkowski ośmiesza, że to nie ta swastyka, tylko azjatycka, że to religijne. No tak, ale swastykę wszyscy znają. Nawet Pan Witkowski.
A takie SS? Nie zna. Pioruny. Prąd. AC/DC.
Gdzież tam zbrodnicza organizacja. Gdzież sadyści, kryminaliści, zwierzaki nieraz?
Panie Witkowski, pan uważa teraz. Jak Panu będą chcieli ładną czapeczkę następnym razem wcisnąć na łeb, taką z czaszką co zęby szczerzy i będą namawiać na tatuaż z grupą krwi pod pachą, to niech Pan wie, że to nie jest dobry pomysł, ok?
Tak jak "piżamka w paseczki", taka z numerkiem.
Pan sobie poczyta troszkę, się douczy.
Panie Witkowski, co Pan?
Błaznem trzeba umieć być. To trudna sztuka.
Idiotą się jest.
Prowokacja? Promocja książki?
Co się robi z idiotami?
Nic.
Odpuśćcie temat, nie warto. Media huczą, zaciekawione ludzie skocznie biegną do Wikipedii, a co to jest ten Witkowski?
Kiedyś pisarz. Teraz głupek w czapce z runami.
Taka na przykład swastyka - od 2000 lat znana, symbol religijny, który lekko okręcony, w czerwono - biało - czarnej kolorystyce był symbolem NSDAP (Pan wie, Panie Witkowski co to NSDAP?), a w rezultacie III rzeszy. No taka swastyka to by jeszcze szło kota ogonem odwrócić jakoś. Że Witkowski ośmiesza, że to nie ta swastyka, tylko azjatycka, że to religijne. No tak, ale swastykę wszyscy znają. Nawet Pan Witkowski.
A takie SS? Nie zna. Pioruny. Prąd. AC/DC.
Gdzież tam zbrodnicza organizacja. Gdzież sadyści, kryminaliści, zwierzaki nieraz?
Panie Witkowski, pan uważa teraz. Jak Panu będą chcieli ładną czapeczkę następnym razem wcisnąć na łeb, taką z czaszką co zęby szczerzy i będą namawiać na tatuaż z grupą krwi pod pachą, to niech Pan wie, że to nie jest dobry pomysł, ok?
Tak jak "piżamka w paseczki", taka z numerkiem.
Pan sobie poczyta troszkę, się douczy.
2015/04/15
A mówiłam, że będziesz szczęśliwa!!!!
Nie śpię. Cieszę się.
To było wczesne lato.
Upał, okna pootwierane, noc. Świerszcze, komary, mała lampka, laptop.
Końcówka ciąży z Masą. Opuchlizna, zgaga, bezsenność.
I ona.
Skąd się nagle pojawiła? Cztery lata razem w liceum. Kilka zdawkowych zdań przez cztery lata.
Pojawiła się i pisze mi w tą ciężką czerwcową noc.
Że ją zostawił po 8 latach. Chorą.
Że ma inną i od dawna miał.
Że będzie tatą.
Że ona nie chce żyć.
Że będzie sama, że przecież ona chce dzieci mieć, a tu 34 lata na karku, sama teraz, chora ale już zdrowieje i mogłaby teraz, ślub, dzieci, życie.
A on poszedł sobie.
Że ona nie chce tak.
Będzie zawsze sama.
Że godzi się z tym, samotność nie jest taka zła i no, koty ma przecież.
A ja swoje - D., ogarnij się, ja ci mówię że to przejściowe.
Będziesz szczęsliwa, uwierz.
A ona swoje. Że sama, no trudno, ona już nigdy, nigdy, ona nie chce.
Nie wierzyła mi.
A ja tak wierzyłam w nią i jej szczęście.
Dzisiaj zadzwoniła.
Będzie mamą.
Przeszczęśliwa.
Nie wiesz jak mnie cieszy Twoje szczęscie, Mała.
Ale muszę coś dodać.
A NIE MÓWIŁAM????
To było wczesne lato.
Upał, okna pootwierane, noc. Świerszcze, komary, mała lampka, laptop.
Końcówka ciąży z Masą. Opuchlizna, zgaga, bezsenność.
I ona.
Skąd się nagle pojawiła? Cztery lata razem w liceum. Kilka zdawkowych zdań przez cztery lata.
Pojawiła się i pisze mi w tą ciężką czerwcową noc.
Że ją zostawił po 8 latach. Chorą.
Że ma inną i od dawna miał.
Że będzie tatą.
Że ona nie chce żyć.
Że będzie sama, że przecież ona chce dzieci mieć, a tu 34 lata na karku, sama teraz, chora ale już zdrowieje i mogłaby teraz, ślub, dzieci, życie.
A on poszedł sobie.
Że ona nie chce tak.
Będzie zawsze sama.
Że godzi się z tym, samotność nie jest taka zła i no, koty ma przecież.
A ja swoje - D., ogarnij się, ja ci mówię że to przejściowe.
Będziesz szczęsliwa, uwierz.
A ona swoje. Że sama, no trudno, ona już nigdy, nigdy, ona nie chce.
Nie wierzyła mi.
A ja tak wierzyłam w nią i jej szczęście.
Dzisiaj zadzwoniła.
Będzie mamą.
Przeszczęśliwa.
Nie wiesz jak mnie cieszy Twoje szczęscie, Mała.
Ale muszę coś dodać.
A NIE MÓWIŁAM????
2015/04/13
Z naiwnością dziecka patrzę na świat.
Dziś ktoś mi zarzucił że żyję w wyidealizowanym świecie.
Chyba miał rację.
Bo dlaczego nie?
Czynienie z tego zarzutu, jest dla mnie niestosowne i absurdalne.
Czy jeśli powiem komuś, że żyje w świecie pełnym zła i rozczarowań, to będzie na miejscu?
Pełnym goryczy i agresji, to będzie z tego zadowolony?
Godzę się. Godzę się z wieloma rzeczami. Właściwie nie godzę nawet, ale przyjmuję je do wiadomości. Są wojny, jest głód, ludzie giną, dzieci płaczą, zwierzęta cierpią. Nie jestem ślepa, nie jestem obojętna. Pomagam ile mogę. Namawiam do pomocy. Wierzę że nawet dotyk, przytulenie, chwila rozmowy, może zmienić czyjś los. Chciałabym ukochać każdego kto płacze. Zaadoptować każde niechciane dziecko. Przygarnąć każde porzucone zwierzę.
Każdego nie idzie. Ale staram się choć troszkę, jedno dziecko jeszcze, może następny pies.
Jestem harda na zewnątrz, pyskata, złowroga, agresywna, zbyt pewna siebie.
Jestem rozklejona oglądając reklamy Pampersa, Merci i fotki dzieci na FB. Łzy jak grochy lecą mi przy każdej okazji, kiedy mój syn sam usiądzie, córka mówi że mnie kocha, mąż kupi mi kwiaty, kiedy witam się z mamą i kiedy widzę czyjeś szczęście. Lub czyjeś łzy.
Jestem rozżalona brakiem reakcji wielu ludzi, zgodą na cierpienie, obojętnością zakrywaną maską profesjonalizmu, biurokratycznością nieludzkich decyzji, zabawą w pana boga i goryczą wylewającą się z wielu ust.
Jestem wściekła kiedy ktoś zamiast się cieszyć, szuka dziury w całym.
Zamiast docenić, szuka haczyka.
Zamiast przyklasnąć szczęściu drugiego człowieka, szuka w nim zła.
Bo ja wierzę. Ja tak bardzo wierzę i wierzyć nie przestanę.
Że ludzie są dobrzy. Że będzie lepiej.
Że szklanka w połowie pełna.
Że złe już za mną.
Że będziemy razem do późnej starości.
W te uśmiechy ludzi mijanych na ulicy.
W pojednanie sąsiadów z naprzeciwka, pamiętających czasy II Wojny Światowej (Niemcy) z moją córcią.
Że moje dzieci będą mnie zawsze lubić, bo ja się naprawdę staram.
We wspólne święta.
I wakacje.
W lekarstwo na raka.
I walkę dzieci z chorobami.
Że coś czeka za rogiem i że zawsze na cztery łapy, jak dotychczas.
Że zobaczę jeszcze tatę.
I najbardziej, najbardziej i najbardziej - że dobro zawsze do nas wraca. Bo ja nie tylko w to wierzę. Ja to wiem na pewno.
Naiwne? Zbyt idealne?
Chyba miał rację.
Bo dlaczego nie?
Czynienie z tego zarzutu, jest dla mnie niestosowne i absurdalne.
Czy jeśli powiem komuś, że żyje w świecie pełnym zła i rozczarowań, to będzie na miejscu?
Pełnym goryczy i agresji, to będzie z tego zadowolony?
Godzę się. Godzę się z wieloma rzeczami. Właściwie nie godzę nawet, ale przyjmuję je do wiadomości. Są wojny, jest głód, ludzie giną, dzieci płaczą, zwierzęta cierpią. Nie jestem ślepa, nie jestem obojętna. Pomagam ile mogę. Namawiam do pomocy. Wierzę że nawet dotyk, przytulenie, chwila rozmowy, może zmienić czyjś los. Chciałabym ukochać każdego kto płacze. Zaadoptować każde niechciane dziecko. Przygarnąć każde porzucone zwierzę.
Każdego nie idzie. Ale staram się choć troszkę, jedno dziecko jeszcze, może następny pies.
Jestem harda na zewnątrz, pyskata, złowroga, agresywna, zbyt pewna siebie.
Jestem rozklejona oglądając reklamy Pampersa, Merci i fotki dzieci na FB. Łzy jak grochy lecą mi przy każdej okazji, kiedy mój syn sam usiądzie, córka mówi że mnie kocha, mąż kupi mi kwiaty, kiedy witam się z mamą i kiedy widzę czyjeś szczęście. Lub czyjeś łzy.
Jestem rozżalona brakiem reakcji wielu ludzi, zgodą na cierpienie, obojętnością zakrywaną maską profesjonalizmu, biurokratycznością nieludzkich decyzji, zabawą w pana boga i goryczą wylewającą się z wielu ust.
Jestem wściekła kiedy ktoś zamiast się cieszyć, szuka dziury w całym.
Zamiast docenić, szuka haczyka.
Zamiast przyklasnąć szczęściu drugiego człowieka, szuka w nim zła.
Bo ja wierzę. Ja tak bardzo wierzę i wierzyć nie przestanę.
Że ludzie są dobrzy. Że będzie lepiej.
Że szklanka w połowie pełna.
Że złe już za mną.
Że będziemy razem do późnej starości.
W te uśmiechy ludzi mijanych na ulicy.
W pojednanie sąsiadów z naprzeciwka, pamiętających czasy II Wojny Światowej (Niemcy) z moją córcią.
Że moje dzieci będą mnie zawsze lubić, bo ja się naprawdę staram.
We wspólne święta.
I wakacje.
W lekarstwo na raka.
I walkę dzieci z chorobami.
Że coś czeka za rogiem i że zawsze na cztery łapy, jak dotychczas.
Że zobaczę jeszcze tatę.
I najbardziej, najbardziej i najbardziej - że dobro zawsze do nas wraca. Bo ja nie tylko w to wierzę. Ja to wiem na pewno.
Naiwne? Zbyt idealne?
2015/04/09
Bo ojciec to ma płacić i pysk na kłódkę trzymać.
Kobieta alimenty ma.
Facet płaci regularnie.
Ona chce jeszcze dwie stówki.
On nie daje.
On leci na wakacje.
Ona nie leci.
Eeeeee, a właściwie czemu ona nie leci????
Po kolei. Zaraz, mnie się pogubiło.
On daje kwotę X na dzieci. Zarabia kwotę Y.
Y-X = wakacje plus życie
Ona daje ....
A tego cholera nie powiedziała. Ile zarabia też nie.
W każdym razie na wakacje pieniędzy nie ma, no to pretensje do męża.
A za co? A czemu to?
Ludzie się rozstają. Mniej lub bardziej spektakularnie. Jestem za i jestem pełna podziwu, kiedy umieją podjąć decyzję, że jest im nie po drodze razem. Że dzieci będą szczęśliwsze nie widząc rodziców rzucających się sobie do gardeł, czy też w siebie talerzami.
I tu aż nazbyt często szczęśliwy scenariusz nowego początku się kończy. Zaczyna się walka.
Ona umęczona matka samotna. Gotuje, sprząta, tyłki wyciera, lekcje odrabia, pracuje na etacie, kładzie dzieci spać. Zmęczona. Smutna. Rozżalona i niekochana.
Czy pozwoli sobie pomóc, skoro dzieci mają także tatę?
Ależ skąd. Przecież on nie umie. One się u taty męczą, on nie karmi, nie przewija, nie kąpie, on taki i śmaki i owaki, gnój, smród, gruby, chudy, śmieszny, łysy nieudacznik. Żałosny.
ONA MU DZIECI NIE DA.
ON MA TYLKO PŁACIĆ.
ON SIĘ W OGÓLE NIE INTERESUJE DZIEĆMI.
Jasne, są tatusiowie którzy się nie interesują. I może to i lepiej? Może nie są warci takich fajnych dzieciaków?
Ale w ilu przypadkach są po prostu odsuwani, zniechęcani, dzieci są buntowane przeciwko nim?
Dziećmi manipulować jest łatwo. Opowiadać bajki. Oczerniać tatę. Komu bardziej ufają niż tej mamusi która opowiada im o tacie "samo zło"?
On ma tylko płacić? Skąd te teorie?
Moje dzieci mają wspaniałego tatę. Pogania błąd wychowawczy błędem wychowawczym. Nie jest konsekwetny, rozpieszcza, daje się nabierać na łzy i bajery oraz buziaki. Nie umie pleść warkoczy i dobrać ciuchów. Na obiad serwuje kanapki, frytki albo jajko. Do pralki wrzuca jak leci, byle kolorowo, żelazka unika, a usypianie dzieci przez tatę kończy się całonocną imprezką z żarciem w łóżku i wrzaskami rodem z małpiarni.
Nie umie? No jak to nie umie?
Kochają go te szkraby na zabój. Głupotki wszystkie - tylko tata. Zachcianki Gabusi (lody w deszczu późnym wieczorem) - tata. Nóżki bolą? Tata ponosi. Masa samolot chce robić? Tata szaleje z synem.
Złożyć domek dla lalek z miliona elementów? Tata cierpliwie. Synek się nudzi? Ojciec się z nim potarza. Ładna pogoda? Spacer z tatą nad Elbą. Brzydka pogoda? Nad Elbę.
Żadne, żadne, żadne pieniądze tego dziecku nie zastąpią.
Przemyśl to mamusiu.
Tata nie ma płacić.
Tata ma być.
I jeśli chce być, to ma do tego święte prawo.
Nie Tobie mu zabraniać.
Facet płaci regularnie.
Ona chce jeszcze dwie stówki.
On nie daje.
On leci na wakacje.
Ona nie leci.
Eeeeee, a właściwie czemu ona nie leci????
Po kolei. Zaraz, mnie się pogubiło.
On daje kwotę X na dzieci. Zarabia kwotę Y.
Y-X = wakacje plus życie
Ona daje ....
A tego cholera nie powiedziała. Ile zarabia też nie.
W każdym razie na wakacje pieniędzy nie ma, no to pretensje do męża.
A za co? A czemu to?
Ludzie się rozstają. Mniej lub bardziej spektakularnie. Jestem za i jestem pełna podziwu, kiedy umieją podjąć decyzję, że jest im nie po drodze razem. Że dzieci będą szczęśliwsze nie widząc rodziców rzucających się sobie do gardeł, czy też w siebie talerzami.
I tu aż nazbyt często szczęśliwy scenariusz nowego początku się kończy. Zaczyna się walka.
Ona umęczona matka samotna. Gotuje, sprząta, tyłki wyciera, lekcje odrabia, pracuje na etacie, kładzie dzieci spać. Zmęczona. Smutna. Rozżalona i niekochana.
Czy pozwoli sobie pomóc, skoro dzieci mają także tatę?
Ależ skąd. Przecież on nie umie. One się u taty męczą, on nie karmi, nie przewija, nie kąpie, on taki i śmaki i owaki, gnój, smród, gruby, chudy, śmieszny, łysy nieudacznik. Żałosny.
ONA MU DZIECI NIE DA.
ON MA TYLKO PŁACIĆ.
ON SIĘ W OGÓLE NIE INTERESUJE DZIEĆMI.
Jasne, są tatusiowie którzy się nie interesują. I może to i lepiej? Może nie są warci takich fajnych dzieciaków?
Ale w ilu przypadkach są po prostu odsuwani, zniechęcani, dzieci są buntowane przeciwko nim?
Dziećmi manipulować jest łatwo. Opowiadać bajki. Oczerniać tatę. Komu bardziej ufają niż tej mamusi która opowiada im o tacie "samo zło"?
On ma tylko płacić? Skąd te teorie?
Moje dzieci mają wspaniałego tatę. Pogania błąd wychowawczy błędem wychowawczym. Nie jest konsekwetny, rozpieszcza, daje się nabierać na łzy i bajery oraz buziaki. Nie umie pleść warkoczy i dobrać ciuchów. Na obiad serwuje kanapki, frytki albo jajko. Do pralki wrzuca jak leci, byle kolorowo, żelazka unika, a usypianie dzieci przez tatę kończy się całonocną imprezką z żarciem w łóżku i wrzaskami rodem z małpiarni.
Nie umie? No jak to nie umie?
Kochają go te szkraby na zabój. Głupotki wszystkie - tylko tata. Zachcianki Gabusi (lody w deszczu późnym wieczorem) - tata. Nóżki bolą? Tata ponosi. Masa samolot chce robić? Tata szaleje z synem.
Złożyć domek dla lalek z miliona elementów? Tata cierpliwie. Synek się nudzi? Ojciec się z nim potarza. Ładna pogoda? Spacer z tatą nad Elbą. Brzydka pogoda? Nad Elbę.
Żadne, żadne, żadne pieniądze tego dziecku nie zastąpią.
Przemyśl to mamusiu.
Tata nie ma płacić.
Tata ma być.
I jeśli chce być, to ma do tego święte prawo.
Nie Tobie mu zabraniać.
2015/04/07
Kiedy Smrodzille idą spać. Koszmar nadal trwa.
Kładzie człowiek Pokemony do łóżek. Po godzinnym siłowaniu z sikaniem, piciem, amożekolacyjkęzjemmamo, czytaniem, śpiewaniem cholernej "Jadą jadą misieeee la la lalala" i walczeniem z chęcią podania pavulonu, bądź zakneblowania dziobów w końcu, śpią.
Wlecze się wiec człowiek. To co z niego po całym dniu zostało.
Najpierw siku. Po całym dniu się uzbierało. Jakoś się nie pamięta, czasu brak.
Zrobione. Rzut oka w lustro zostaje od razu pożałowany. Trzeba pamiętać jutro, żeby syn nie bawił się włosami, a córka nie malowała brokatową pomadką ochronną matczynych powiek.
Wlecze się człowiek do kuchni. Jadłam coś dzisiaj? No, ba. Kawałek omlecika po Masie i płatki z mlekiem niedojedzone przez Gabę. Zjem pomarańczko. Tylko pozmywam, bo jakoś nie mam go gdzie obrać. Na podłodze zupka Masy, mleko Gabi, karma psów, w zlewie szklanki z niedopitą kawą. To mi przypomina o wieczornym obchodzie chaty w poszukiwaniu niedopitków. Znajduję trzy kubki z herbatą. Gdyby to pozlewać i podgrzać, to miałabym na dwa dni zapas. Ale musiałabym odgruzować dostęp do mikrofali. Za trudne na dziś. Zmywam. Robię herbatę. Wypiję ciepłą. Lux-lux, zazdrościcie?
Następnie udaje się matka zbierać zwłoki lalek posiane po całej chałupie. Jedna nawet w wannie siedzi, kolejna za telewizorem. Za telewizorem leży też Masowy telefonik, opierdzielony jakąś breją. Wafle ryżowe. Szorujemy. Pierdolona szybka telefonikowa odpada, matka kwadrans zatyka ją z powrotem, jest!
Pokój dzienny. Matka wali się na sofę. Pije herbatę. Po dwudziestu minutach orientuje się, że nadal ogląda Disney Channel. Wyłącza. Sięga po kubek z herbatką, niestety nie daje się odkleić od stołu. Mycie. Szorowanie. No tak, lizaka jadła pociecha.
Włączamy komputer. Full CV do przeglądnięcia, list intencyjny do napisania. Napisania, napisania...prania.....zaraz cholera jasna, pranie na balkonie zostało. Leci matka po kosz wpół zawilgotniałego prania. Kwiatki miałam podlać na balkonie. Podlewam.
Pies stoi. Czego chce, pyta matka. Miłości ci trzeba? Nie, wody babo! Się wlekę do kuchni. Nalewam psu wodę z dzbanka. Woda się kończy. Gotuje matka czajnik wody. Owies i pietruszkę trza podlać. I kalanchoe wsadzić w osłonkę, bo marnie wygląda. Wsadzam. Kosz pełny na śmieci. Zmieniam worek.
To do pracy.Skończę koło północy, to może jeszcze z trzy strony książki mi się uda przeczytać.
No dobra, bez szaleństw, dwie wystarczą.
Wlecze się wiec człowiek. To co z niego po całym dniu zostało.
Najpierw siku. Po całym dniu się uzbierało. Jakoś się nie pamięta, czasu brak.
Zrobione. Rzut oka w lustro zostaje od razu pożałowany. Trzeba pamiętać jutro, żeby syn nie bawił się włosami, a córka nie malowała brokatową pomadką ochronną matczynych powiek.
Wlecze się człowiek do kuchni. Jadłam coś dzisiaj? No, ba. Kawałek omlecika po Masie i płatki z mlekiem niedojedzone przez Gabę. Zjem pomarańczko. Tylko pozmywam, bo jakoś nie mam go gdzie obrać. Na podłodze zupka Masy, mleko Gabi, karma psów, w zlewie szklanki z niedopitą kawą. To mi przypomina o wieczornym obchodzie chaty w poszukiwaniu niedopitków. Znajduję trzy kubki z herbatą. Gdyby to pozlewać i podgrzać, to miałabym na dwa dni zapas. Ale musiałabym odgruzować dostęp do mikrofali. Za trudne na dziś. Zmywam. Robię herbatę. Wypiję ciepłą. Lux-lux, zazdrościcie?
Następnie udaje się matka zbierać zwłoki lalek posiane po całej chałupie. Jedna nawet w wannie siedzi, kolejna za telewizorem. Za telewizorem leży też Masowy telefonik, opierdzielony jakąś breją. Wafle ryżowe. Szorujemy. Pierdolona szybka telefonikowa odpada, matka kwadrans zatyka ją z powrotem, jest!
Pokój dzienny. Matka wali się na sofę. Pije herbatę. Po dwudziestu minutach orientuje się, że nadal ogląda Disney Channel. Wyłącza. Sięga po kubek z herbatką, niestety nie daje się odkleić od stołu. Mycie. Szorowanie. No tak, lizaka jadła pociecha.
Włączamy komputer. Full CV do przeglądnięcia, list intencyjny do napisania. Napisania, napisania...prania.....zaraz cholera jasna, pranie na balkonie zostało. Leci matka po kosz wpół zawilgotniałego prania. Kwiatki miałam podlać na balkonie. Podlewam.
Pies stoi. Czego chce, pyta matka. Miłości ci trzeba? Nie, wody babo! Się wlekę do kuchni. Nalewam psu wodę z dzbanka. Woda się kończy. Gotuje matka czajnik wody. Owies i pietruszkę trza podlać. I kalanchoe wsadzić w osłonkę, bo marnie wygląda. Wsadzam. Kosz pełny na śmieci. Zmieniam worek.
To do pracy.Skończę koło północy, to może jeszcze z trzy strony książki mi się uda przeczytać.
No dobra, bez szaleństw, dwie wystarczą.
2015/04/01
Tysiączek czy nie? Woda na młyn na pewno.
Zakrada się w nocy Kowalski pod dom Iksińskiego i przecina mu opony w samochodzie.Po udanej akcji wraca do domu i na parkingu mija własne auto.
Myśli, myśli i mówi "A co on będzie miał a ja nie?" i wyciąga nóż i własne opony też ciacha.
Dziwię się że jeszcze żadna z mam nie rzuciła na żadnym forum, że ona w takim razie pierdoli, rzuca pracę i będzie se pobierała ten tysiączek, co to dla bezrobotnych i umowośmieciowych. Taka gratka, żal nie skorzystać, co? Co one będą miały a Ty nie????
Patologia będzie dzieci produkować dla tego tysiąca, słyszę. Tak, pewnie będą takie przypadki. Ale do diaska ciężkiego ludzie!
Ciąża trwa 9 miesięcy. To jest 9 cholernie długich miesięcy na reakcję. Kogokolwiek. Sąsiadów. Znajomych. Rodziny. Halo coś tu nie gra, ci ludzie nie mają pieniędzy, ta kobieta chce zrobić z dziecka maszynkę do robienia tysiąca złotych, żeby albo siebie albo lubego swego nachlać, naćpać czy inne takie wyczyny.
Kiedy dzidziuś przyjdzie na świat to może - haloooo - ktoś się w końcu jego losem zainteresuje?
Może szanowne panie z MOPS-ów czy jakie są teraz instytucje w Polsce ruszą zadki i powiedzą coś innego niż "Ta rodzina nie sprawiała żadnych kłopotów, zupełnie nie wiemy dlaczego oskarżeni zakatowali dwoje dzieci a trzecie wsadzili do beczki z kapustą, naprawdę oni tacy porządni byli".
Może rząd kopnie w dupę instytucje opiekujące się rodzinami z marginesu w tyłki i zainteresuje się losem swoich "tysiączków"?
Może okaże się że jednak to dziecko dla wielu rodzin będzie nowym początkiem? Może jednak wezmą się w garść, bo będą mieli dla kogo?
Dziura budżetowa? Śmiech na sali.
Krzyczycie że to Wasze pieniądze, z podatków, sratków itepede.
Ale jak utrzymujecie z tych swoich podatków nierentowne kopalnie, które rząd się boi pozamykać bo górnicy to butna społeczność i mogą się zezłościć, jak fundujecie posłom diety srety, limuzyny do szkoły dla dzieci, piąte mieszkania oraz płacicie za łaskawe pojawienie się czasem w robocie, to jest okej.
Jak płacicie pensję paniom z ZUS-ów,które non stop siedzą na kawusiach oglądając swoje nowe koraliki na rosnących w trzecią warstwę podgardlach, to nie macie nic przeciwko. Troszkę Was wkurwia tylko jak taka pani Beatka z agresywnością trzeciego stopnia mówi, że nic Wam dziś w tym Zusie czy inszym US-ie nie pomoże, bo "system się zawiesił", no ale petent ma być miły bo jak nie to wypierdalać, urzędniczce nie przeszkadzać.
Jak dwa tygodnie po reformie systemu dowodów osobistych idziesz do urzędu a panienka z okienka Ci mówi że są w czarnej dupie, więc dowodzik dla dziecka to tak za tydzień dopiero, to co? No zgadzasz się, jasne.
To też są Twoje pieniądze Podatniku od siedmiu boleści.
Państwo robi Cię w bambuko na każdym kroku, ustala najniższą pensję na 1750 złotych brutto, a emeryturę na 880, 45 złotych netto. Widzisz to? Widzisz siebie na starość? Widzisz ludzi którzy utrzymują rodziny z minimalnych wynagrodzeń? Dlaczego ci ludzie jeszcze nie wyszli na ulice? Przecież to jest zbrodnia tyle płacić ludziom za rzetelną i często ciężką pracę. Ale zgadzasz się. Na wszystko się zgadzasz.
Ale ten tysiączek. Woda na młyn. Na to się nie zgadzasz co? Dlaczego?
Nie ma dla mnie większej świętości niż dziecko. Nie ma większego cudu, nie ma większej miłości i większej odpowiedzialności. Gdyby nawet 10 kobiet na 100 ten tysiąc złotych miało zamiar sprzeniewierzyć, to zostaje nam 90.
90 kobiet spokojniejszych.
Bardziej uśmiechniętych.
Szczęsliwych.
90 słodkich bobasków, rozwijających się w poczuciu bezpieczeństwa, nakarmionych, z zabawkami, ładnie ubranych.
90 aniołków.
Bo ich mamy wyrzucilizpracypracująnaczarnonaumowęśmieciowąniemogąznaleźćpracywswojejpipidowiestudiująibyławpadkaicoztegodzieciniesąwinne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ty mi teraz przestań bredzić o dziurach budżetowych i patologii. Ty mi teraz wytłumacz czemu tym aniołkom odmawiasz pomocy.
Tak, zarzucono mi że żyję w wyidealizowanym świecie. Żyję, to prawda. Ale chcę tak żyć.
Myśli, myśli i mówi "A co on będzie miał a ja nie?" i wyciąga nóż i własne opony też ciacha.
Dziwię się że jeszcze żadna z mam nie rzuciła na żadnym forum, że ona w takim razie pierdoli, rzuca pracę i będzie se pobierała ten tysiączek, co to dla bezrobotnych i umowośmieciowych. Taka gratka, żal nie skorzystać, co? Co one będą miały a Ty nie????
Patologia będzie dzieci produkować dla tego tysiąca, słyszę. Tak, pewnie będą takie przypadki. Ale do diaska ciężkiego ludzie!
Ciąża trwa 9 miesięcy. To jest 9 cholernie długich miesięcy na reakcję. Kogokolwiek. Sąsiadów. Znajomych. Rodziny. Halo coś tu nie gra, ci ludzie nie mają pieniędzy, ta kobieta chce zrobić z dziecka maszynkę do robienia tysiąca złotych, żeby albo siebie albo lubego swego nachlać, naćpać czy inne takie wyczyny.
Kiedy dzidziuś przyjdzie na świat to może - haloooo - ktoś się w końcu jego losem zainteresuje?
Może szanowne panie z MOPS-ów czy jakie są teraz instytucje w Polsce ruszą zadki i powiedzą coś innego niż "Ta rodzina nie sprawiała żadnych kłopotów, zupełnie nie wiemy dlaczego oskarżeni zakatowali dwoje dzieci a trzecie wsadzili do beczki z kapustą, naprawdę oni tacy porządni byli".
Może rząd kopnie w dupę instytucje opiekujące się rodzinami z marginesu w tyłki i zainteresuje się losem swoich "tysiączków"?
Może okaże się że jednak to dziecko dla wielu rodzin będzie nowym początkiem? Może jednak wezmą się w garść, bo będą mieli dla kogo?
Dziura budżetowa? Śmiech na sali.
Krzyczycie że to Wasze pieniądze, z podatków, sratków itepede.
Ale jak utrzymujecie z tych swoich podatków nierentowne kopalnie, które rząd się boi pozamykać bo górnicy to butna społeczność i mogą się zezłościć, jak fundujecie posłom diety srety, limuzyny do szkoły dla dzieci, piąte mieszkania oraz płacicie za łaskawe pojawienie się czasem w robocie, to jest okej.
Jak płacicie pensję paniom z ZUS-ów,które non stop siedzą na kawusiach oglądając swoje nowe koraliki na rosnących w trzecią warstwę podgardlach, to nie macie nic przeciwko. Troszkę Was wkurwia tylko jak taka pani Beatka z agresywnością trzeciego stopnia mówi, że nic Wam dziś w tym Zusie czy inszym US-ie nie pomoże, bo "system się zawiesił", no ale petent ma być miły bo jak nie to wypierdalać, urzędniczce nie przeszkadzać.
Jak dwa tygodnie po reformie systemu dowodów osobistych idziesz do urzędu a panienka z okienka Ci mówi że są w czarnej dupie, więc dowodzik dla dziecka to tak za tydzień dopiero, to co? No zgadzasz się, jasne.
To też są Twoje pieniądze Podatniku od siedmiu boleści.
Państwo robi Cię w bambuko na każdym kroku, ustala najniższą pensję na 1750 złotych brutto, a emeryturę na 880, 45 złotych netto. Widzisz to? Widzisz siebie na starość? Widzisz ludzi którzy utrzymują rodziny z minimalnych wynagrodzeń? Dlaczego ci ludzie jeszcze nie wyszli na ulice? Przecież to jest zbrodnia tyle płacić ludziom za rzetelną i często ciężką pracę. Ale zgadzasz się. Na wszystko się zgadzasz.
Ale ten tysiączek. Woda na młyn. Na to się nie zgadzasz co? Dlaczego?
Nie ma dla mnie większej świętości niż dziecko. Nie ma większego cudu, nie ma większej miłości i większej odpowiedzialności. Gdyby nawet 10 kobiet na 100 ten tysiąc złotych miało zamiar sprzeniewierzyć, to zostaje nam 90.
90 kobiet spokojniejszych.
Bardziej uśmiechniętych.
Szczęsliwych.
90 słodkich bobasków, rozwijających się w poczuciu bezpieczeństwa, nakarmionych, z zabawkami, ładnie ubranych.
90 aniołków.
Bo ich mamy wyrzucilizpracypracująnaczarnonaumowęśmieciowąniemogąznaleźćpracywswojejpipidowiestudiująibyławpadkaicoztegodzieciniesąwinne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Ty mi teraz przestań bredzić o dziurach budżetowych i patologii. Ty mi teraz wytłumacz czemu tym aniołkom odmawiasz pomocy.
Tak, zarzucono mi że żyję w wyidealizowanym świecie. Żyję, to prawda. Ale chcę tak żyć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)