Mój ojciec kiedyś powiedział piękne zdanie do mojej mamy " Bo kochać się to za mało. Trzeba się jeszcze lubić".
Kocham tego drania z którym jestem od 10 lat. I uwielbiam go lubić.
Banały na temat miłości zna każdy.
A lubienie?
Lubię jak jest w domu. Tak po prostu. Siedzi przy komputerze, coś czyta, rozmawia z dziećmi. Albo nic nie robi. I jak łazi za mną i trajkocze jak katarynka i wymaga odpowiedzi całymi zdaniami. A ja zbyt gadatliwa nie jestem. Lubię być sama. Ale kiedy zamykam się w pokoju, na moją codzienną chwilkę samotności, to po pewnym czasie z niepokojem patrzę na drzwi i zastanawiam się, dlaczego on jeszcze nie przyszedł mi poprzeszkadzać?
A jak go nie ma w domu, to lubię jak dzwoni. I jak z pracy nie zadzwoni, to jest chryja. A dzwoni od tylu lat tylko po to, żeby zamienić dwa zdanka, a co tam, a jak tam? Rozmowa trwa może dwie minutki, ale jest.
I lubię jego poczucie humoru, tak absurdalne, tak głupkowate czasem i czarne, że trzeba się roześmiać. I śmiać się z nim lubię.
I czas spędzać, szwendać się nad rzeką, po lesie, nie usiedzieć w domu z nim lubię, wycieczkować, zakupować, wędrować całymi dnami. Tyle jest do zobaczenia codziennie.
I lubię to że po każdej kłotni nie wytrzymuje, bo wie, że ja nie umiem przepraszać i przyznawać się do błędów. Więc robi to, co umie najlepiej - rozśmiesza mnie. I znów świeci słońce.
I jak wraca do domu lubię. Jak czekam na niego, opowiadam mu jak minął dzień, on relacjonuje swój, a to są takie płytkie, takie banalne rozmowy. Od tylu lat takie codziennie wyczekane.
I lubię to jak kocha nasze psy, i jak wydurnia się z dziećmi i ma za dobre serce.
I po każdym obiedzie mówi że było pyszne.
I jak mówi do dzieciaków " Chodźcie, powkurzamy mamę":)
I jak patrzy na mnie lubię i nie umie obok przejść bez dotknięcia.
I tulenie.
Bo miłość jest głęboko w oczywistosci.
A lubienie jest codziennie.
Ależ ja go lubię!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz