2014/11/17

Jak psa.

TINA
Mój prezent z okazji pojscia do pierwszej klasy. Kundel zaadoptowany ze wsi. Miał być jej dzidziuś, ale ojciec się ulitował i zabrał ją, bo chcieli ją ukatrupić za zagryzanie kur. Miała oczy tak wyłupiaste, że z profilu wyglądały jak szklane kulki. Najwierniejsza towarzyszka. Nie pozwalała nikomu się do mnie zbliżyć. Złodziejka masła i słodyczy. Wyłysiała kiedy byłam na koloniach. Po kilkunastu latach dostała raka piersi. Po operacji kiedy mnie zobaczyła, nadpsim wysiłkiem doczołgała się do mnie. Umiała robić "tramwaj" czyli pełzać po dywanie. Nigdy nie chodziła na smyczy. Kochała świnki morskie i spała z nimi w akwarium. Albo obok mnie na poduszce. Sama wyprowadzała się na dwór, a żeby wróciła, wystarczyło zawołać ją przez okno. Lubiła jeżdzić w wózku dla lalek, ku uciesze mojej siostry, dwulatki wtedy. Nie lubiła kiedy ktoś z tego wózka chciał ją wyjąć. Dostała przezrzuty na krtań, po krótkim czasie kilka razy dziennie miała ataki duszności, które kończyły się utratą świadomości. Po jednym z nich tata zabrał ją do lekarza i wrócił sam. Nie podjął decyzji sam, nie umiał wydusić słowa "tak". Pierwszy i ostatni raz widziałam mojego ojca płaczącego.
BEJ
Foksterier szorstkowłosy mojej mamy, zabrany wbrew protestom mojego ojca, przeciwnika drugiego psa w domu. Przyłapani po tygodniu śpiący razem na kanapie (tzn.Bej na tacie), najlepsi przyjaciele bez żadnego zbędnego komentarza do końca ich dni. Został skradziony przez myśliwych kiedy byliśmy na wakacjach w okolicach Wolsztyna. Kilkukrotne prośby o sprzedanie Beja za duże nawet sumy spełzły na niczym, więc myśliwi wyjeżdżając zabrali Beczkę ze sobą. (Nazywany Beczką ze względu na okrąglutki brzuszek). Mojego ojca i mamę ogarnął amok. Prawie codziennie jeździli po okolicznych wsiach i szukali małego. Skutek przyniosła dopiero kampania radiowa. Po dwóch tygodniach zadzwonili młodzi ludzie, że nas pies jest przywiązany do budy w jakiejś zabitej dechami wsi, gdzie oddali go mysliwi kiedy nie spełnił ich oczekiwań. Po powrocie do domu długo wracał do siebie. Jako że był bardzo pogryziony, do końca swych dni nie tolerował innych psów. Za to o 19.30 stał przed tapczanem i czekał aż mu rozłożymy. Pies który kolekcjonował zabawki, prowokując pytania gości, czy mamy w domu małe dziecko. Wieczorem zanosił je do swojego kącika. Bezbłędnie je rozróżniał, na żadanie "przynieś pingwinka" zawsze wiedział który to pingwinek, rozpoznawał zawsze. Dostał ze starości w wieku 15 lat demencji, chodził i walił głową w ścianę, spadał ze schodów, nie panował nad pęcherzem. Pies którego życie uratowałam, o czym do dziś przypomina mi sieć blizn na twarzy. Kiedy już prawie nie wstawał, zapadła decyzja. Okupiona wielkim cierpieniem naszym, ale ....
GAPA
Cocker spaniel, ostatni prezent mojego ojca dla mamy, pod choinkę. Najpiękniejszy na świecie, wykochany, niezbyt mądry, ale bardzo wesoły. Po śmierci ojca został samozwańczym przywódcą stada samych kobiet. Rządził nami do tego stopnia, że nie mogłyśmy koło niego przejść kiedy spał, nachylać się kiedy sobie nie życzył. Milczałyśmy. Inwestowałyśmy w podręczniki, szkolenia, nawet kiedy moja siostrzenica mając dwa lata wylądowała na chirurgii z poszarpaną rączką. Po terapii behawioralnej pies wrócił do domu spokojny, grzeczny. Do chwili kiedy z dzikim skowytem wyrwał  mojej siostrze smycz z ręki i postanowił uciszyć dwie dziewczynki na karuzeli. Zębami. Tego samego dnia mój mąż podjął za nas decyzję. Weterynarze z którymi się konsultowaliśmy nie zaprotestowali. Po podaniu Gapie głupiego jasia lekarz stwierdził że psa  z takim poziomem agresji nie widział. Nie chcę wiedzieć co robił, mój mąż wrócił z obandażowanymi rękami, głaskał Gapę po głowie.
EDMUND
Pudelek miniaturka miniaturki, miłość mojego życia, ważąca trzy kilo, najdzielniejszy piesek na ziemi, budzący wesołość wszystkich dookoła, ale i podziw za waleczność. Jedyny o którym piszę i od razu łzy lecą mi po twarzy. Kochający wszystkich, rządzący 40 kilowym labradorem, jakby ten był robaczkiem, śpiący labkowi na brzuchu, albo mi na głowie, rozdający buziaki, kotopiesek który uwielbiał siedzenie na oparciu fotela, mój mały żołnierzyk, który po każdym strzyżeniu nie chciał wychodzić spod łóżka (nie, nie miał klasycznego pudla wyciętego:). Piesio który nad życie kochał chrupki kukurydziane i frytki z McDonalda. Porwany z kilkoma innymi psami, być może na handel, niestety po głośnej akcji poszukiwawczej wszystkie pieski zostały podrzucone na pole niedaleko naszej osady. Sekcje zwłok wykazały że ktoś z naszych psów zrobił sobie piłki. Nie chcę myśleć co im zrobili. Nie wiem ile tam leżały. Ale żałuję że nie wróciły do nas i nie mogliśmy um ulżyc w tym cierpieniu. Kocham tego białaska do dzis. Leży pod jabłonią.

Możecie się oburzać na słowa "skrócić cierpienie", "żeby się nie męczył", tak jak dziś w komentarzach na FB. Jednak jeśli okaże się że...się okaże, to proszę, potraktujcie mnie jak psa, nie jak zdychającego człowieka.

3 komentarze:

  1. Ostatni akapit mnie powalił... dosłownie.
    [ Magda ]

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam tu dzisiaj nieważne jak, po pierwszych trzech postach Cię polubiłam, ale po tym już wiem, że na pewno będę wierną czytelniczką.

    OdpowiedzUsuń