Kiedy przylazła, skwitowałam to śmiechem. "No, kochana, chyba się troszkę spóźniłaś???". No bo jak - podniosłam się już z klęczek, świat zaczął się dalej kręcić, a tu nagle ona??? Gdzie się podziewała cały ten czas, kiedy jej pojawienie się byłoby usprawiedliwione? Czaiła się widocznie, ale organizm włączony na tryb wysokoobrotowy nie chciał jej wpuścić.
Kiedy przyszła, zaczęła chamsko rozpychać się w moim życiu. Założyła mi na głowę karton, pudełko takie, które z dnia na dzień zamiast tlenu, zabierało mi energię.
Nie, nie było mi jakoś wyjątkowo smutno. Jakoś rozpacz była już za mną. Jakoś tak mniej mi się chciało.
Bo w pracy było bezsensownie, sama się właściwie robiła, bo mózg był w trybie oszczędzania energii, więc działałam jak robot,tak mechanicznie, że robota szła całkiem dobrze.
W domu też było dobrze, ale jakoś tak za głośno, za jasno, za dużo, więc uciekałam do domku na wsi, gdzie nikt do mnie nie mówił, o nic nie pytał, gdzie można było gapić się bezsensownie w telewizor, nie spać całymi nocami i nikomu się nie tłumaczyć. Nie, nie byłam otępiała, zaniedbana, z podkrążonymi oczami, w brudnych łachach.Nie leżałam całymi dniami w łóżku.
Za to bolała mnie głowa, bolały stawy i żołądek.
I było mi wszystko jedno, do tego stopnia, że prowadząc samochód, w pewnej chwili uświadamiałam sobie że nie wiem na którym odcinku drogi jestem.
Tak, wiedziałam że coś jest nie tak. W całym tym otępieniu czułam że pękam.
Pamiętam ten dzień. Poszłam do szefa, musiałam załatwić reklamację klienta. Szef, człowiek bardzo dobry i równie mądry, zapytał mnie "Jak się pani czuje?". Pękłam. Łzy polały się strumieniem. Wróciłam do biura, nie przestałam płakać. Wróciłam do domu, nie przestałam płakać. Płakałam cały czas. Piłam kawę płacząc, kąpałam się płacząc, przepłakałam całą noc.
Rano byłam już u lekarza. "Chętnie zaprosiłbym panią na oddział", powiedział. "Jest źle, ale wiem że jeśli panią wezmę do szpitala, rozsypie się pani do końca. Ma pani depresję. Zaczniemy od silnych leków".
Wyszłam z gabinetu i nie płakałam. Ulga, ulga, ulga. Jestem chora, to nie ja płakałam, to choroba.
Dużo czasu upłynęło, zanim się z nią rozstałam. Wiele historii w poczekalni usłyszałam. Była taka, która nie mogła pozbierać się po śmierci męża. Była taka, która po śmierci bliskiej osoby w wypadku samochodowym, widziała codziennie przed snem własne dzieci w koziołkującym aucie. Był chłopak, który prawie oszalał po potrąceniu przechodnia. I byłam ja. Która musiała być twarda żegnając najbliższych, że aż z tego stwardnienia pękła.
Wszyscy przyszliśmy po pomoc. Wiedzieliśmy, że nie poradzimy sobie sami. Nikt nas za to nie krytykował, nikt w oczy nie powiedział nic o nienormalności.Do dzis nie ukrywam, że chorowałam na depresję i leczyłam się u psychiatry (stąd wpis o ludziach z czarnymi oczami, na przykład). I jakoś nikt szoku nie doznaje:)
Boli ząb? Idziesz do stomatologa. Boli dusza? Idziesz do psychiatry.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Napisałam ten tekst, ponieważ chcę nim komuś powiedzieć. Tak, dasz radę. Tak znam Twój ból. Nie, nie jesteś nienormalna, a już tym bardziej nie jesteś zła!!! Jesteś chora. Bardzo chcę, żebyś poszła do lekarza. Dla swoich dzieci, dla swojego męża. A kiedy już poczujesz się lepiej, może będziemy o tym głośno mówić,co? Jeśli potrzebujesz pomocy, jestem dla Ciebie.
Świetny wpis. Bardzo potrzebny. Uwielbiam Twoją otwartość.
OdpowiedzUsuńDzię-ku-jęęęę <3
Usuńtrzeba krzyczeć , trzeba mówić , aby nie doszło do tragedii, bardzo dobry wpis :) trzymam kciuku za Age :)
OdpowiedzUsuńCały czas się boję, że ktoś zada mi to samo pytanie co Twój szef.
OdpowiedzUsuńBoisz się pęknąć?
UsuńJa też, ja też
OdpowiedzUsuń