Jak podsumować rok, w którym urodził się mój syn? Powinnam napisać że to był najlepszy rok, najszczęśliwszy.
Nie całkiem.
Zaczął się katastrofalnie, trwał okropnie, aż do momentu kiedy wyskoczył ze mnie Masa. Wtedy zrozumiałam, czego pierwsza połówka roku chciała mnie nauczyć.
Wiedziałam już wcześniej że najważniejsze są te dwie istotki które wyhodowałam w sobie od ziarenka. Ale nauczyłam się też, że ta osoba której codziennie rano patrzę w oczy w lustrze, jest też ważna. A dla tych małych ludzików nazywających mnie mamą, ta osoba jest najważniejsza. I długo nic poza nami. Jest mąż, jest mama, są siostry, znajomi, psy, koty. Ale składam się teraz z trzech części, MamoGaboMasy i nikt ale to nikt nam nie popsuje tego bytowania w trójcy najświętszej. Bo jeśli by chciał, słowem, uczynkiem, miną, złośliwością, podłożeniem nogi, szturchnięciem, krytyką wredotliwą, to…..będzie miał do czynienia ze mną. Nie ma bardziej niebezpiecznego zwierzęcia niż rozwścieczona matka.
Nauczyła mnie ta zła połowka roku, że jestem bardzo silna. Że liczyć muszę na siebie. Że dam radę. Że nie można udawać że wtulenie się w ulubiony fotel rozwiąże wszystkie problemy, że można w nim udawać że mnie nie ma.
Zabrali mi fotel. Jak zwykłą rzecz, bez znaczenia. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Teraz mam nowy, ale on już nie będzie rozwiązywał moich problemów.
Że najbliższe osoby bywają najbardziej okrutne, bo znają nasze słabe punkty.
Że mój płacz może być dla kogoś powodem do radości i satysfakcji.
Że są rzeczy które można wybaczyć, ale zapomnieć się nie da. Sytuacje które wracają jak bumerang, zamrażające kawałki serca.
Że już nie będzie tak jak było.
I wtedy , 8 lipca o 8.25 pojawił się On. Mały Aniołek.
Kiedy wróciliśmy z sali operacyjnej do naszego pokoiku szpitalnego, nikt na mnie nie czekał. Wszyscy już wiedzieli że jest Masa, został obfotografowany, rozesłany, rozinformowany, a ja….no cóż ja. Żyłam. Rozpłakałam się najbardziej w życiu z największej samotności jaka mnie mogła spotkać. I postanowiłam. Stanowczo….
A teraz? Jeśli istnieje jakaś siła tam na górze, to Masa jest nagrodą. Każdy uśmiech za każdą łzę, każdy dzień z nim wymazuje jeden dzień z czasu kiedy go nie było. Mój synek. I moja córcia.
Wokół mnie miłość kwitnie. Wszyscy wszystkim słodko i tęczowo. Mi też, bo może zrozumieli, może żałują a może się wystraszyli a może mnie kochają. Cóż, to miłe nawet, ale ja zajęta jestem troszkę, czasu brakuje.
Bo to był dobry rok. Najlepszy. Dał mi syna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz