2014/12/30

Zły rok, który dał mi syna.

Jak podsumować rok, w którym urodził się mój syn? Powinnam napisać że to był najlepszy rok, najszczęśliwszy.
Nie całkiem.
Zaczął się katastrofalnie, trwał okropnie, aż do momentu kiedy wyskoczył ze mnie Masa. Wtedy zrozumiałam, czego pierwsza połówka roku chciała mnie nauczyć.
Wiedziałam już wcześniej że najważniejsze są te dwie istotki które wyhodowałam w sobie od ziarenka. Ale nauczyłam się też, że ta osoba której codziennie rano patrzę w oczy w lustrze, jest też ważna. A dla tych małych ludzików nazywających mnie mamą, ta osoba jest najważniejsza. I długo nic poza nami. Jest mąż, jest mama, są siostry, znajomi, psy, koty. Ale składam się teraz z trzech części, MamoGaboMasy i nikt ale to nikt nam nie popsuje tego bytowania w trójcy najświętszej. Bo jeśli by chciał, słowem, uczynkiem, miną, złośliwością, podłożeniem nogi, szturchnięciem, krytyką wredotliwą, to…..będzie miał do czynienia ze mną. Nie ma bardziej niebezpiecznego zwierzęcia niż rozwścieczona matka.
Nauczyła mnie ta zła połowka roku, że jestem bardzo silna. Że liczyć muszę na siebie. Że dam radę. Że nie można udawać że wtulenie się w ulubiony fotel rozwiąże wszystkie problemy, że można w nim udawać że mnie nie ma.
Zabrali mi fotel. Jak zwykłą rzecz, bez znaczenia. Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Teraz mam nowy, ale on już nie będzie rozwiązywał moich problemów.
Że najbliższe osoby bywają najbardziej okrutne, bo znają nasze słabe punkty.
Że mój płacz może być dla kogoś powodem do radości i satysfakcji.
Że są rzeczy które można wybaczyć, ale zapomnieć się nie da. Sytuacje które wracają jak bumerang, zamrażające kawałki serca.
Że już nie będzie tak jak było.

I wtedy , 8 lipca o 8.25 pojawił się On. Mały Aniołek.

Kiedy wróciliśmy z sali operacyjnej do naszego pokoiku szpitalnego, nikt na mnie nie czekał. Wszyscy już wiedzieli że jest Masa, został obfotografowany, rozesłany, rozinformowany, a ja….no cóż ja. Żyłam. Rozpłakałam się najbardziej w życiu z największej samotności jaka mnie mogła spotkać. I postanowiłam. Stanowczo….

A teraz? Jeśli istnieje jakaś siła tam na górze, to Masa jest nagrodą. Każdy uśmiech za każdą łzę, każdy dzień z nim wymazuje jeden dzień z czasu kiedy go nie było. Mój synek. I moja córcia.

Wokół mnie miłość kwitnie. Wszyscy wszystkim słodko i tęczowo. Mi też, bo może zrozumieli, może żałują a może się wystraszyli a może mnie kochają. Cóż, to miłe nawet, ale ja zajęta jestem troszkę, czasu brakuje.

Bo to był dobry rok. Najlepszy. Dał mi syna.



2014/12/16

Męczennicy świąteczni kapustowaniem wycieńczeni

Są wśród nas ludzie, którym za ciężko. Codzienność ich męczy, skarżą się na depresje, choroby wrzodowo-migrenowe, bóle brzucha i dupy, problemator mają ciągle w pozycji “On”, bo pozycji “Off” już dawno nie ma.

Pół biedy kiedy spotykamy ich na ulicy, w sklepie czy w urzędzie.

Gorzej kiedy jesteśmy zmuszeni ich wysłuchać.

“Oooooooooj Pani bo mąkę trzeba kupić na święta, a gdzie to taka mąka z markietu, toż to ciasto się oklapnie, zakalec wyjdzie, a tu cała rodzina przyjeżdża, a tu ciasta ni ma, a tu fierany trza wyprać a ta woda taka żółta, te fierany szare się robią zaraz po kupieniu, a tu Pani to mnie strzyka w kolanach a tu porządki trzeba robić, na te święta poszaleli wszyscy jakie ceny, a ja zmęczona taka, a samochód nie jest umyty bo dzieci takie niewdzięczne się nie interesują, a tu muszę Pani kochana jeszcze żyć i życiem się męczę, szanowna Pani, zakupy dla mnie to koszmar, a już te prezenty to mnie sen z powiek spędzają, bo się w dupach przewraca, bo te dzieci za dużo mają a one do tego hałasują i krzyczą, niewychowane takie te dzieci, babcię męczą, wina rodziców, na głowę sobie dają wchodzić, za moich czasów tak nie było, a pani ja nie mam stołu i krzeseł na Wigilię tylu, bo oni wszyscy się zjadą, na gotowe a matka ma myśleć jak ich usadzić, a mnie to się marzy taka girlanda na tarasie świetlna, aale ja przecież nie pojadę kupić, na złość sobie chyba w sumie nie kupię, bo no co, się poużalam że nie mam girlandy,tak właśnie zrobię, girlandoużalanie, o matkoboskoczęstochowsko tyle tych zakupów do zrobienia, co ja mam temu zięciowi pod choinkę kupić, nie śpię, nie jem ze zgryzoty, czy mu bona kupić, czy cygara, ja się wykończę nerwicowo. A okien nie będę myła, córki niech myją. Ja się położę w tym czasie bo ja mam boleści i swędziawicę z tych nerw, a Matkoboskojedyno a choinka czy ona jest w komplecie, bo ja Pani sztuczną mam bo ja latać nie będę z odkurzaczem żeby igły odkurzać bo i tak odkurzacz mam do dupy bo mi za ciężko worki jechać kupić, bo ja mam lęki i straszliwość zakupową, ja nie lubię zakupów, zresztą ja lubić nie muszę bo mi dzieci zrobią, ale drogo Pani jest, a te zakupy też robią na raty te dzieci moje, co są niewdzięczne, ja nie wiem czemu tyle razy muszą jeździć ,bo benzyna droga, no płacą za nią ale i tak jęczę bo lubię nawet nad benzynąjęczęć. Pani co ja mam w tym życiu ja zmęczona jestem, a te okna, a te gotowania, ile ja mięsa mam kupić, ja nie wiem, ja się zagubiłam w mięso przestrzeni ,skaranie boskie z tymi garami znowu będę wyrzucać, ale  powiedz Pani jak zrobię za mało to będzie ale wstyd, no to zrobię te 56 kilo mięsa na 5 osób, ale ja się zmęczę tym mięsowaniem, a co dopiero sałatkowaniem i kapuścianiem, no w sumie to ja tego nie będę gotować bo to dzieci, ale Pani co ja się zmęczę to moje!!!!!!!!!!!! Mojeeee!!!!!!!!! ”

Ja już nie myślę jaka po świętach będzie zmęczona.

2014/12/11

Czego nauczył mnie syn?

Jedno to pikuś nawet jak ma charakterek Gabisi. Z dwójką ciężko, nawet jeśli to drugie ma charakter Masy. Z jednym jesteś perfekcyjną matką, żoną kochanką i panią domu. Z większą ilością przychówku już nie pamiętasz znaczenia słowa "perfekcja".
Czego nauczył mnie mój synuś swoim przybyciem, co zmienił w moim życiu?

# Że marudzeniem i narzekaniem nic nie zdziałam. Że bycie zmęczoną mając w posiadaniu dwójeczkę aniołeczków, jest tak naturalne, jak to, że delfiny są miłe (Kasiu moja kochana hihi). A więc uśmiech na pyska, na pytania jak to jest mieć dwoje dzieci - jedna odpowiedź - cudownie. Nawet jak wkurwiają, mordercze instynkty się włączają, i człek chce się walić po łbie tym co pod ręką. Do krwi. Się walić.
Jest cudownie.

#  Że nie zaczyna się zdania od "że" heeeheee niezły kawał, co? Co mi przypomina o tym, że nauczyłam się śmiać. Z siebie, z dzieci, z męża. Jakie to fajne, wcześniej się wściekałam a teraz się śmieję.

#  Że dzieci chcą mieć ładną mamę. Że systematyczność to słowo którego do niedawna nie było w słowniku Gabigada. A tu nagle matka się zaczyna zmuszać. Łączny czas zabiegów na starzejące się i obwisające ciało? No, może z 15 minut dziennie. Z prysznicem. Balsam tu, na tyłek taki krem, pazury wrzzzzztttt opiłować, oczy nabalsamować, brzuch zabalsamować, pikna jestem niesłychanie a i brzuszki zrobię. Robiłam w sumie, teraz mam przerwę.

#  Że genialny obiad to kwestia nazewnictwa. Zupa pomidorowa Napoli - podaję przepis. Wczoraj ugotowany ryż zalewamy wodą. Wrzucamy puszkę pomidorów (taaaaak, do tego ryżu!!!!) oraz słoik sosu do spagetti. Sos Napoli jak sama nazwa mowi zupy owej. Do tego jakiś bulion. Gryzł go pies jaki, może być też kiełbacha albo kość jakaś, do tego bazylia i oregano. Mąż wychwalał. Biedny nie wie co jadł. Ale jak szybko mi poszło, no i nie ukrywajmy - jaka inwencja twórcza matki dwóch pasożytów.

# Że przygotowania do wyjscia z domu trza zacząć godzinę przed owym wyjściem? Kupa, rzygi, keczup, czekolada, przebieranko, siku na nocnik, szajse nie założyłeś mu rajstop, a gdzie jest czapka Mikołaja, a żelazko wyłączyłaś (askądjamamkurwawiedziecostatniprasowales), a zasnął popatrz. No.

# Ze najfajniej sobie z nimi leżeć na tapczanie i nic nie robić.

# Że nic nie muszę, a nawet jak muszę, to nie ucieknie. Jak ucieknie to jego strata.

# Że nie musi być idealnie, a nawet idealnie być nie może. Nie da się nie da się.

# Że o 5.30 człowiek kocha Doktor Dosię, Księżniczkę Zosię i błogosławi Disney Channel za chwilkę snu jeszcze #mamasięprzytulidoMikołajanachwilkędobrze? #nieśpiętylkoodpoczywam


# Że mądre stwierdzenia dotyczące zazdrości o młodsze rodzeństwo wcale się nie potwierdzają. U nas tego nie ma, póki co Gabisława brata nie pobiła, nie poddusiła, wybroczyn też nie stwierdziłam.

# Że mieć syna jest równie fajnie jak córcię, choć inaczej #synekmamusi #miniuś

# Że dla ułatwienia życia każda matka powinna mieć na taśmie zestaw poleceń, na przykład: Zostaw tego psa, nie trzaskaj drzwiami, wytrzyj buzię, nie pisz po stole. Znacznie ułatwiłoby kontrolę nad starszą latoroślą, a w kółko odtwarzane często trafiałoby w cel. Może też zostałoby jakoś bardziej przyjęte do tego małego rudego łebka, przetworzone, zapamiętane i wcielane w życie.

# Że samotny wyjazd do Biedronki staje się cudowną wyprawą do Galerii Biedronka. Ile tam towaru, jak to się można przechadzać między półkami, dotykać, oglądać, bez darcia mordy: Zostawtobospadnienieruszajniekupięcitegodobrzealetylkojeden.

# Że szczyt luksusu to dla matki spokojny wieczór, wpis na bloga, gorąca kąpiel, ciepła kawa. Wieczór to szczęsliwa pora dnia #spaćsięchcewcholeręaleitakfajnie

# No (nie zaczyna się od no też!), że zajebiście być podwójną mamą. Że to najlepsza rzecz na świecie.Że kocham te pasożyty, cholerstwa jedne, do utraty tchu i zdarcia gardła.

2014/12/03

Marzenia? A spełniam, dziękuję:)

"Klęski się zdarzają. Nikt ich nie uniknie. Dlatego czasem lepiej przegrać bitwę o swoje marzenia niż zostać pokonanym, nie wiedząc o co się walczyło". P.Coelho.
Nie przepadam za tym gościem, ale to akurat bardzo trafne stwierdzenie.
W chwili, w której zaczynałam wierzyć że będzie już tylko lepiej, dostałam cios w szyję. Wcale nie ostateczny, wcale nie żaden wyrok, ale cios, który kazał mi zwolnić i zastanowić się co dalej.
Będę pisać.
Zaczęłam czytać i pisać w wieku trzech lat. W "zerówce" czytałam książki dzieciom z młodszych grup. Do szkoły poszłam rok wcześniej, chociaż proponowali żebym zaczęła od drugiej klasy od razu.
Do końca podstawówki wygrałam wszystkie wojewódzkie konkursy polonistyczne i ortograficzne. Z pierwszą lokatą. Wiedziałam że słowo to moja pasja. Czytałam książki tonami, w bibliotece pani nie chciała mi wypożyczać niektórych tytułów ze względu na wiek, więc pomagał mi tata:) Czytałam dwie-trzy książki dziennie.
W liceum na języki polskim toczyłam wieczne wojny z nauczycielką. Źle rozumiałam "co poeta ma na myśli", a mój styl był przez panią P. określany pogardliwie jako "felietonistyczny". Maturę napisałam na bdb, w dwie godziny, bez brudnopisu, ustną zdałam na db, bo poległam na gramatyce. Tak, gramatyka jest dla mnie czarną magią (tzn. cała ta rozbiorowość zdania, przyimki i inne shity).
Moje marzenie o pisaniu zdechło. Został mi cały zeszyt wierszy, całkiem niezłych, patrząc z perspektywy tych kilkunastu lat od zdania egzaminu dojrzałosci.
Kiedy pojawił się FP Gabigada, nie sądziłam że osiagnie jakąkolwiek popularność. Teraz patrząc na to że prawie każdy wpis ma liczbę polubień od 5-10% ludzi lubiących Gabigadę, jestem szczęsliwa. Procentowo niesamowity wynik.
Licznik na blogu bije coraz żywiej. Wasze komentarze i wiadomości dodają mi skrzydeł.
Przed chwilą dostałam maila od zleceniodawcy "Świetne, a zakończenie robi niesamowite wrażenie".
Będę pisać.
W nowym mieszkaniu chcę mieć porządne biurko, na nim lampkę i święty spokój.
Będę pisać, będę spełniać swoje marzenia, będę się rozwijać.
Tak naprawdę to ja nic innego czuję. Pisanie bardzo czuję. Siadam, piszę pierwsze zdanie i płynie lawina. Na czysto, bez notatek, bez korekty nawet nieraz. Nienawidzę siebie czytać, nudzi mnie to.
Marzę o tym że Gabigada będzie miała nowych czytelników, bez jakiegoś żebrania, linkowania, po prostu - za treści.
Dziękuję że jesteście, że czytacie, że polecacie.Dziękuję.
Dziękuję Kasi z Mamasama - bez Ciebie tego by nie było, wiesz przecież.
Dziękuję Justynie z Domowniczki.pl, która jako pierwsza mnie poleciła, wspiera, chwali.
Jesteście obie cudowne, mimo braku czasu, mijania się, codziennych bolączek - jesteście matkami chrzestnymi Gabigada.
I świruję ze szczęscia na myśl o wakacjach z Wami:)
No, teraz lecę na allegro se lampkę kupić.
Będę pisała, mówiłam Wam już?