Dziś patrzyłam na daglezje, które razem posadziliśmy. Pamiętasz? Takie cherlawe były, w tych papierowych tytkach, jak wyrzuty sumienia, gratis do sosen. Mówiłeś "Chodź, posadzimy, no przecież roślin się nie wyrzuca, bo one czują". Sadziliśmy w deszczu, małe pypcie ledwo wystające znad czarnej tłustej ziemi ,przetykanej muchami. Najgorsza klasa żyzności. Twoje marzenie. Daglezje mają już 4 metry.
Pamiętasz jak wieszalismy puszki na pergolach? Czemu ja to tak pamiętam? Przypał totalny to był. Pamiętam jak siedzieliśmy i smiałam się do łez, te puszki oglądając. Dzwoniły jak głupie.
Pamiętasz jak chodziliśmy razem na targ? Jak się targowałeś, a ja mówiłam że siarę robisz?
A te deszczowe wakacje w drewnianym domku, pamiętasz ten zapach i jak czytaliśmy książki ze straganu. Zapach drewna i stęchlizny ścina mi do dziś serce. Jak ja nie wiedziałam wtedy, jaka jestem szczęsliwa. I ta stołówka pod chmurką, ale było pyszne, co?
Pamiętasz, jak po operacji nie poznałeś mamy i pierwsze słowo to było moje imię? Byłam wtedy taka sina pod oczami i jeden jedyny raz nie pojechałam do Ciebie do szpitala, bo mama kazała mi odpocząć. Wtedy było mi tak źle, płakałam bo nie mogłeś zrozumieć czemu mnie nie ma.
A pamiętasz ile wtedy słodyczy jadłeś? Hehe worki wafelków, spodnie większe kupowałeś, pamiętasz tę taką zwariowaną babkę ze sklepu, co koniecznie chciała Ci sweterek w serek do spodni sprzedać?
Pamiętasz te następne 6 lat, kiedy wiedzieliśmy już że dałeś radę? Zmieniłeś się. zmiękłeś i zmądrzałeś. Najlepszy czas naszej rodziny. Pamiętasz wycieczki do palmiarni na obiady? Kurczak z borówką, mmmm....
Wstawanie wcześniej, żeby wypić kawę spokojnie przed pracą?
Nie oszukali nas, Tato, oni po prostu nie wiedzieli że te super nowoczesne techniki neurochirurgiczne nie są aż tak doskonałe jak myśleli. Mówili nam że doczekasz wnuków, że będziesz z nami tak długo. Byłeś 6 lat. I tak chyba pobiłeś jakiś rekord. To długo, prawda? Wykorzystaliśmy to jakoś dobrze?
Pamiętam słowa lekarza, że cuda się nie zdarzają. Pamiętam absurdalność umierania. Folię pod którą leżałeś w szpitalu. Po co? Pamiętasz, powiedziałam że Cię kocham. Założyłam Twoją obrączkę na palec. Wyszłam. I ten głaz i ten młot w głowę, że już Cię nigdy nie zobaczę. Nigdy.
Niebieski golf który nosiłam do szpitala w koszu na śmieci i łancuszek z krzyżykiem spłukany w ubikacji. Kpił ze mnie ten krzyżyk kiedy patrzyłam w lustro. Co dalej , pytałam go, a on śmiał mi się w pysk, że to koniec.
Zimno, przebudzenie w nocy, to koniec. Młot w głowę.
Hardość.
11 lat minęło.
Od 11 lat każda radość niesie za sobą smutek. Krztynę pocieszenia w myśleniu, że widzisz. Widziałeś dziś Masę jak zbierał pigwy? Posadziłeś na nalewkę, a Twoje wnuki piją z niej sok. Czasem, znienacka zaboli tak, że zgina w pół. Brak oddechu, ciemność, nigdy Cię nie zobaczę.
Nie ma we mnie zapomnienia, nie ma zgody.
Byliśmy na to za młodzi. Bylismy nieprzygotowani.
Nie ma we mnie zrozumienia, pokory. Jest włócznia w moim sercu, rana która krwawi ciągle, nic nie mija Tato.Okłamali mnie, nic nie mija!
Czas ran nie leczy, czas tylko płynie.
Ja jestem nadal Twoją córeczką, a Ty moim Tatą.
I tęsknię.
I nigdy Cię już nie zobaczę???????
I wiesz, dziś Halloween i wiesz....moje dzieci mają dynie i świecące kościotrupy. I nie, że ja jestem przeciwko, mi się to podoba, ale....dla mnie to są smutne dni. Mimo że Cię odwiedzam tak często, że nie robię wielkiego wydarzenia z 1 listopada, to nie bawi mnie ta impreza. Nie maluję sobie twarzy, nie chodzimy po domach po cukierki.
Dziś znowu do Ciebie przyjadę. Przywiozę Ci kwiaty, Gaba położy Ci tym razem jeżyka na grobie. Skąd ona zna Twoje umiłowanie do figurek? Ten jeżyk jest wyjątkowo paskudny, więc na pewno Cię zachwyci.
Kupowałeś mi kwiaty Tato 24 lata. Teraz moja kolej.
Serafina N.
2015/10/31
2015/09/30
Pan i władca czyli Królewicz ciężko pracujący, z kurą domową w tle....
Pan i władca, zwijmy go Królewiczem, ma zlecenie firmowe.
Męczy go to niemiłosiernie, bo to zlecenie z przypadków beznadziejnych.
Jednakże ambicja owego Królewicza nakazuje mu zakasać rękawy i starać się.
Jako że pracuje jeszcze w domu, to dzień wygląda następująco.
(W tle występuje jeszcze kura domowo-urlopowa i para uroczych królewiczo-kurek).
Królewicz wstaje rano z miną udręczoną. Zmęczony wyraz pewnie według niego ma wywoływać rozczulenie i współczucie, jednakże gracja z jaką omija dwójkę dzieci, które mogłyby wołać o śniadanie, bądź jedno z nich mogłoby uprzejmie poprosić o zmianę pieluchy wiszącej do kolan, sprawia że Kura Domowa jakoś czuje współczucia, tylko lekki już wnerw od rana. Królewicz mało od rana mówi, może to i dobrze, bo jedyne o czym ostatnio mówi to o firmie, albo o swoim nowym biurze. Ten błysk w oku, kiedy mówi o kupnie nowej biurowej wykładziny i nowych kolorach ścian z lekka Kurę przygnębia, kiedy patrzy na powyginany regał w pokoju dzieci, lub poszarzałe ściany w korytarzu. Cóż, Kura się za to zabierze to pomaluje. Na regał póki co też odłożyła...
Królewicz wypija kawę, z należytą czcią zaparzoną przez szanowną Kurę, po czym tonem absolutnie zniechęconym oznajmia, że wychodzi z psami.
Uprzednio zasławszy łóżko, co powoduje poziom zmęczenia +1.
Królewicz wraca, omiata wzrokiem dzieci, już ubrane i jedzące śniadanko, omiata wzrokiem pełnym niechęci Kurę pijącą kawę (ta to ma znowu wolne i nic nie robi!) i wdzięcznie udaje się do swego pokoju klapiąc przed komputerem.
Kura nic nie robiąc cały dzień, mając czas wolny absolutnie i dwójkę uroczych kurzątek pod opieką, oddaje się przyjemnościom.
Zmywanie, trzy prania, starcie kurzy, umycie łażienki, wykąpanie psów, wyczyszczenie szyb i okna z paluszków, jedna kupa, druga kupa, kaszka, zmywanie, szorowanie kuchenki, sprzątnięcie szafek w łazience, wyczesanie psów, wywalanie makulatury z całego domu, szafki w kuchni umyć, znowu pielucha, zbieranie kłaków, odkurzanie, znowu umycie wanny pełnej kłaków, kolejne pranie okłaczonych ręczników, Masa obiadek, a Gabisia płatki, zmywanie, wieszanie prania,pranie tapczanu, zmycie podłóg, teraz Gaba obiadek a Masę przebrać bo okłaczony, pranie poskładać, balkon pozamiatać bo znowu kłaki od czesania psów, pozmywać po obiedzie i odkurzyć ten cholerny wyprany tapczan.
Odkurzanie pokoju w którym siedzi Królewicz grozi śmiercią lub kalectwem, gdyż jak Kura śmie wchodzić do pokoju kiedy on pracuje? (Zakładam więc kamizelkę kuloochronną i kask, spoko wodza, pożyję, chyba że mnie spojrzeniem zabije :))
Odpoczynek ów, wyżej wymieniony, Kury Domowej, odbywa się przy akompaniamencie wrzasków, kwików, wycia Gaby i darcia się Masiory. Robią to na zmianę lub jednocześnie, urozmaicając Kurze dzień.
Jednocześnie wspaniałym źródlem kurzego relaksu są wszechobecne okruchy, plamy po soku, podnoszenie butelek po mleku, zbieranie wszelkiego rodzaju zabawek z podłogi, ze szczególnym uwielbieniem trzeba wymienić cholerne kurewskie klocki, również wyrywanie Masie z rąk przedmiotów niewskazanych jako zabawki 15 miesięczniaka, jak -miotła, popielniczka z balkonu, miska psa z wodą, psia karma, talerze z szafki, kostka od kibla, szampon, buty, pilot, telefon, jak również tłumaczenie owemu chłopczykowi, że nie, absolutnie nie wolno psa po głowie walić, gryźć siostry, grzebać w śmieciach i pić płynu do czyszczenia kibla.
W międzyczasie (który podobno nie istnieje, a jest z pewnością marzeniem każdej Kury Domowej, na przykład wypić kurwa gorącą kawę w tym międzyczasie) rozrywki dostarcza starsza pociecha, drąc się że ona chce pić, natychmiast, chleba chce też, a kiedy idziemy na plac zabaw, a mamo idziemy kupić plecak do przedszkola, a ja chcę pograć na komputerze, mamo, a Mikołaj mi.... (tu następuje lista krzywd wyrządzanych Gabie przez okropnego brata).....
Zapomniałabym dodać, że Kura ma nadmiar czasu dziś, bo został obiad z wczoraj.
Nie musi więc w tym nieistniejącym międzyczasie wykonywać męczących ćwiczeń nogami.
Ćwiczeń, rozumiecie pod tytułem " Masa spieprzaj od kuchenki, mamusia tu cię nogą tak zastawi, bo ci gary na łeb spadną z wrzącym obiadem,a tatuś niestety nie ma kwadransa żeby cię zabrać, więc se musimy radzić".
Chodakowska się może od Kury uczyć gibkości, tak, tu ręką obiad, nogą dziecko, a resztą lalkę w koczek uczesać. O ilości klocko-skłonów dziennie nie wspomnę.
Po tym kilkugodzinnym relaksie, nadchodzi chwila codziennego święta kurzego, a mianowicie - wyjscie na plac zabaw. Królewicz oczami wyobraźni widzi Kurę rozjebaną na ławce, relaksującą się w promieniach słońca, nie biorąc pod uwagę dwóch czynników:
1. Kura nienawidzi placu zabaw. Jest to dla niej najgorsza część dnia. Nienawidzi tych wrzeszczących dzieciaków, srednia wieku 8 lat, rozpuszczonych, bijących się, niegrzecznych, nie uważających na dzieci w wieku Gaby, a co dopiero Masiory. Nie cierpi ich tak samo jak tych mamuś z Towarzystwa Wzajemnej Adoracji Mamuś Niemieckich Przeciwko Mamusi Polskiej ( w skrócie Towarzystwo Patrzmy na Polkę Jak Na Ufo).
2. Kura nie siedzi na placu zabaw. Kura zapierdala za Mikołajem. I odpiaszcza dzieci. I nie pozwala jeść liści. To robi Kura na placu zabaw.
Królewicz nadal pracuje.
Żarówka w kuchni się przepaliła chyba miesiąc temu.
Korzystanie z kuchni wieczorem trudne.
To halogen, więc Kura nie wymieni.
Królewicz ma dzwonić do lekarza umówić dzieci.
Dramat w siedmiu aktach.
Królewicz z wyrzutem w głosie:
" A ty naprawdę tego nie możesz zrobić? Cały dzień jesteś w domu!!!!
Ja jeszcze muszę z psami wyjść, śmieci wynieść i się wykąpać!!!!
Ja się firmą zajmuję a ty się nawet domem zająć nie możesz?"
No widocznie nie mogę, no.....
Do dupy taka Kura dla takiego wspaniałego Królewicza.
Męczy go to niemiłosiernie, bo to zlecenie z przypadków beznadziejnych.
Jednakże ambicja owego Królewicza nakazuje mu zakasać rękawy i starać się.
Jako że pracuje jeszcze w domu, to dzień wygląda następująco.
(W tle występuje jeszcze kura domowo-urlopowa i para uroczych królewiczo-kurek).
Królewicz wstaje rano z miną udręczoną. Zmęczony wyraz pewnie według niego ma wywoływać rozczulenie i współczucie, jednakże gracja z jaką omija dwójkę dzieci, które mogłyby wołać o śniadanie, bądź jedno z nich mogłoby uprzejmie poprosić o zmianę pieluchy wiszącej do kolan, sprawia że Kura Domowa jakoś czuje współczucia, tylko lekki już wnerw od rana. Królewicz mało od rana mówi, może to i dobrze, bo jedyne o czym ostatnio mówi to o firmie, albo o swoim nowym biurze. Ten błysk w oku, kiedy mówi o kupnie nowej biurowej wykładziny i nowych kolorach ścian z lekka Kurę przygnębia, kiedy patrzy na powyginany regał w pokoju dzieci, lub poszarzałe ściany w korytarzu. Cóż, Kura się za to zabierze to pomaluje. Na regał póki co też odłożyła...
Królewicz wypija kawę, z należytą czcią zaparzoną przez szanowną Kurę, po czym tonem absolutnie zniechęconym oznajmia, że wychodzi z psami.
Uprzednio zasławszy łóżko, co powoduje poziom zmęczenia +1.
Królewicz wraca, omiata wzrokiem dzieci, już ubrane i jedzące śniadanko, omiata wzrokiem pełnym niechęci Kurę pijącą kawę (ta to ma znowu wolne i nic nie robi!) i wdzięcznie udaje się do swego pokoju klapiąc przed komputerem.
Kura nic nie robiąc cały dzień, mając czas wolny absolutnie i dwójkę uroczych kurzątek pod opieką, oddaje się przyjemnościom.
Zmywanie, trzy prania, starcie kurzy, umycie łażienki, wykąpanie psów, wyczyszczenie szyb i okna z paluszków, jedna kupa, druga kupa, kaszka, zmywanie, szorowanie kuchenki, sprzątnięcie szafek w łazience, wyczesanie psów, wywalanie makulatury z całego domu, szafki w kuchni umyć, znowu pielucha, zbieranie kłaków, odkurzanie, znowu umycie wanny pełnej kłaków, kolejne pranie okłaczonych ręczników, Masa obiadek, a Gabisia płatki, zmywanie, wieszanie prania,pranie tapczanu, zmycie podłóg, teraz Gaba obiadek a Masę przebrać bo okłaczony, pranie poskładać, balkon pozamiatać bo znowu kłaki od czesania psów, pozmywać po obiedzie i odkurzyć ten cholerny wyprany tapczan.
Odkurzanie pokoju w którym siedzi Królewicz grozi śmiercią lub kalectwem, gdyż jak Kura śmie wchodzić do pokoju kiedy on pracuje? (Zakładam więc kamizelkę kuloochronną i kask, spoko wodza, pożyję, chyba że mnie spojrzeniem zabije :))
Odpoczynek ów, wyżej wymieniony, Kury Domowej, odbywa się przy akompaniamencie wrzasków, kwików, wycia Gaby i darcia się Masiory. Robią to na zmianę lub jednocześnie, urozmaicając Kurze dzień.
Jednocześnie wspaniałym źródlem kurzego relaksu są wszechobecne okruchy, plamy po soku, podnoszenie butelek po mleku, zbieranie wszelkiego rodzaju zabawek z podłogi, ze szczególnym uwielbieniem trzeba wymienić cholerne kurewskie klocki, również wyrywanie Masie z rąk przedmiotów niewskazanych jako zabawki 15 miesięczniaka, jak -miotła, popielniczka z balkonu, miska psa z wodą, psia karma, talerze z szafki, kostka od kibla, szampon, buty, pilot, telefon, jak również tłumaczenie owemu chłopczykowi, że nie, absolutnie nie wolno psa po głowie walić, gryźć siostry, grzebać w śmieciach i pić płynu do czyszczenia kibla.
W międzyczasie (który podobno nie istnieje, a jest z pewnością marzeniem każdej Kury Domowej, na przykład wypić kurwa gorącą kawę w tym międzyczasie) rozrywki dostarcza starsza pociecha, drąc się że ona chce pić, natychmiast, chleba chce też, a kiedy idziemy na plac zabaw, a mamo idziemy kupić plecak do przedszkola, a ja chcę pograć na komputerze, mamo, a Mikołaj mi.... (tu następuje lista krzywd wyrządzanych Gabie przez okropnego brata).....
Zapomniałabym dodać, że Kura ma nadmiar czasu dziś, bo został obiad z wczoraj.
Nie musi więc w tym nieistniejącym międzyczasie wykonywać męczących ćwiczeń nogami.
Ćwiczeń, rozumiecie pod tytułem " Masa spieprzaj od kuchenki, mamusia tu cię nogą tak zastawi, bo ci gary na łeb spadną z wrzącym obiadem,a tatuś niestety nie ma kwadransa żeby cię zabrać, więc se musimy radzić".
Chodakowska się może od Kury uczyć gibkości, tak, tu ręką obiad, nogą dziecko, a resztą lalkę w koczek uczesać. O ilości klocko-skłonów dziennie nie wspomnę.
Po tym kilkugodzinnym relaksie, nadchodzi chwila codziennego święta kurzego, a mianowicie - wyjscie na plac zabaw. Królewicz oczami wyobraźni widzi Kurę rozjebaną na ławce, relaksującą się w promieniach słońca, nie biorąc pod uwagę dwóch czynników:
1. Kura nienawidzi placu zabaw. Jest to dla niej najgorsza część dnia. Nienawidzi tych wrzeszczących dzieciaków, srednia wieku 8 lat, rozpuszczonych, bijących się, niegrzecznych, nie uważających na dzieci w wieku Gaby, a co dopiero Masiory. Nie cierpi ich tak samo jak tych mamuś z Towarzystwa Wzajemnej Adoracji Mamuś Niemieckich Przeciwko Mamusi Polskiej ( w skrócie Towarzystwo Patrzmy na Polkę Jak Na Ufo).
2. Kura nie siedzi na placu zabaw. Kura zapierdala za Mikołajem. I odpiaszcza dzieci. I nie pozwala jeść liści. To robi Kura na placu zabaw.
Królewicz nadal pracuje.
Żarówka w kuchni się przepaliła chyba miesiąc temu.
Korzystanie z kuchni wieczorem trudne.
To halogen, więc Kura nie wymieni.
Królewicz ma dzwonić do lekarza umówić dzieci.
Dramat w siedmiu aktach.
Królewicz z wyrzutem w głosie:
" A ty naprawdę tego nie możesz zrobić? Cały dzień jesteś w domu!!!!
Ja jeszcze muszę z psami wyjść, śmieci wynieść i się wykąpać!!!!
Ja się firmą zajmuję a ty się nawet domem zająć nie możesz?"
No widocznie nie mogę, no.....
Do dupy taka Kura dla takiego wspaniałego Królewicza.
2015/08/20
A jeśli niepoczytalność to nie puste słowa? Kogo obwinisz?
A jeśli człowiek który zabił dziewczynkę siekierą był chory psychicznie?
Internet aż huczy.
Że na miejscu go, jak psa.
Z okrucieństwem.
Że bydlę,świnia.
Że teraz sobie na pewno "żółte papiery" załatwi.
Tylko czy musi naprawdę załatwiać?
Pani K.
Choroba objawiła się po silnym przeżyciu, w wieku około 40 lat.
Objawiła się pięknie, przypływem energii, milionem dobrych pomysłow, pobudzeniem ruchowym.
Po pewnym czasie rodzinę zaczął niepokoić ten entuzjazm, objawiający się na przykład kupieniem stu sadzonek pelargonii w celu obdarowania sąsiadów, bądź wykupieniem całego zapasu chusteczek higienicznych w markecie w celu rozdania ich na pobliskim skwerku.
Później zaczęło robić się mniej ciekawie, świetnym pomysłem dla Pani K. było jeżdżenie nocą samochodem bez włączonych świateł, rozmawianie z radiem, rozdawanie pieniędzy.
Któregoś dnia Pani K.oznajmiła że idzie zabić sąsiadkę, bo podejrzewa że ma romans z jej mężem. Wzięła więc nóż w rękę i poszła. Sąsiadka została ostrzeżona, pogotowie zawiadomione.
Pani K. od 18 lat kilka miesięcy rocznie spędza w szpitalu psychiatrycznym, nie poznając rodziny, atakując, plując jadem i nienawiścia. Po czym na resztę roku wraca do domu, otumaniona lekami, w depresji. Aż do kolejnego ataku manii.
Rodzina już wie, że przy pierwszym objawie manii trzeba Panią K. sprowokować do ataku, żeby można było ją zabrać na oddział wbrew swojej woli. Ostatni atak polegał na próbie usunięcia z brzucha córki dziecka, które Pani K. zdawało się być szatanem. Pani K.próbowała usunąć owe szatańskie nasienie kopniakami w 9-miesięczny brzuch. Pogotowie wyperswadowało jej ten pomysł.
Dzieci i mąż Pani K. są świadomi, że jest ona zagrożeniem dla siebie i innych. Właściwie nie ona, a jej choroba. Jej mózg zabawiający się jej kosztem.
Panią K. znam od 1986 roku, kiedy to pokochałam jej córkę jak rodzoną siostrę.Weszłam do ich rodziny automatycznie, z biegu i już zostałam. Przechodziłam z nimi przez to wszystko. Z rodziny zostały zgliszcza. Przyjaźń pozostała.
Pan F.
Ze słuchawkami w uszach bawił się w Amityville, opowiadając rodzinie, że zaraz przyjdą ci ludzie i ich zamordują. Kiedy zdaje sobie sprawę, że rodzina uważa go za chorego, ucieka nad morze. Robi dziwne rzeczy na molo. Interweniuje policja.
Pan F. ma szczęscie - niepełnoletni jest, to rodzice decydują o jego leczeniu na oddziale zamkniętym. Leczenie trwa do dziś, Pan F. nie miał kolejnego ataku, przestrzega zaleceń, wszyscy wiedzą o chorobie, chodzą wokol niego na paluszkach, nie denerwują, żadnych ciemności, posępnej muzyki, słuchawek, ale daje radę.
Ma cudowną żonę i pięknego syna.
I mądrych rodziców.
Pan X.
Starszy pan, nieszkodliwie zainteresowany gołymi babami patrzącymi na niego z plakatów rozwieszonych w garażu. Bawiący się wackiem przed domem.
Nieszkodliwy waratuńcio, według własnych dzieci i sąsiadów.
Nienawidzący swojej sąsiadki, upierdliwy w stosunku do niej tak bardzo, że ta wystawia dom na sprzedaż, żeby od sąsiada uciec. Wedługo otoczenia Pan X. szkodliwy jest jak komar, lub brzęcząca mucha.
W momencie kiedy dowiaduje się o planach wyprowadzki sąsiadów, wkłada siekierę do reklamówki i idzie za sąsiadką, waląc ją ostrzem w głowę. Sąsiadka przeżywa atak. Fizycznie. Psychicznie już nie.
Pan X. zostaje nareszcie zdiagnozowany. I wcale nie jest chory na upierdliwość i stetryczenie, jak ogłaszała rodzina.
Pani O.
Piękna, młoda, zdolna. Studentka.
Wpada w depresję, leczy się.
Któregoś dnia już nie jest sobą, okalecza się, maluje pokój farbami w spray'u, mówi od rzeczy. Atakuje narzeczonego. Niewidzący wzrok, wykrzywianie twarzy, absurdalne słowa. Agresja. Morze agresji.
Narzeczony prosi o pomoc jej rodziców, ci przyjeżdżają, zabierają Panią O. do swojego domu, zamykają na klucz, podają leki przepisane przez znajomą lekarkę. Na słowo psychiatra wzdrygają się nerwowo, wpadają w złość, że jak to ich córeczka wariatką jest? Do psychiatryka? Absolutnie odpada, ona ma przecież depresję. Matka z podbitymi oczami chodzi, córki się boi, ale lekarze precz.
Dziewczyna jest w tym stanie od trzech miesięcy, niknie w oczach, spala się, jej mózg dostaje szału. Jak długo to potrwa?
Które z nich zabiłoby dziesięciolatkę siekierą?
Żadne, na pewno.
Ale ich choroba, ich durny nabijający się z ich słabości mózg, zrobiłaby to po sto razy.
Jakie byłoby wytłumaczenie?
Kazde byłoby dobre.
Powód czy bez powodu.
Zabić bo jest małpą, bo nie mam pracy, bo ma oczy krzywe, bo spojrzała, albo oczy zamknęła nie tak.
Oni nie są sobą, to choroba za nich myśli.
Świry z z siekierami i nożami. Łatwo powiedzieć, spróbujcie sami, łatwo co?
Ale wiecie co? Oni nie są winni.
Za to ja za współudział sądziłabym najbliższych.
Tych którzy się wstydzą, że wariata mają w domu.
Tych, którzy udają że to tylko depresja, że to zły humor.
Że to kreatywność, że to stetryczenie, rozmarudzenie.
Że to przejdzie samo.
Że on/ona na pewno nikogo nie skrzywdzi.
A nie widzą tej osoby, zamkniętej w chorobie, w obłędzie.
Ona tam pod spodem jest przecież, taka jak kiedyś.
Jeśli ją uratujemy, to jakaś dziesięciolatka może spokojnie zrobi zakupy w księgarni.
Internet aż huczy.
Że na miejscu go, jak psa.
Z okrucieństwem.
Że bydlę,świnia.
Że teraz sobie na pewno "żółte papiery" załatwi.
Tylko czy musi naprawdę załatwiać?
Pani K.
Choroba objawiła się po silnym przeżyciu, w wieku około 40 lat.
Objawiła się pięknie, przypływem energii, milionem dobrych pomysłow, pobudzeniem ruchowym.
Po pewnym czasie rodzinę zaczął niepokoić ten entuzjazm, objawiający się na przykład kupieniem stu sadzonek pelargonii w celu obdarowania sąsiadów, bądź wykupieniem całego zapasu chusteczek higienicznych w markecie w celu rozdania ich na pobliskim skwerku.
Później zaczęło robić się mniej ciekawie, świetnym pomysłem dla Pani K. było jeżdżenie nocą samochodem bez włączonych świateł, rozmawianie z radiem, rozdawanie pieniędzy.
Któregoś dnia Pani K.oznajmiła że idzie zabić sąsiadkę, bo podejrzewa że ma romans z jej mężem. Wzięła więc nóż w rękę i poszła. Sąsiadka została ostrzeżona, pogotowie zawiadomione.
Pani K. od 18 lat kilka miesięcy rocznie spędza w szpitalu psychiatrycznym, nie poznając rodziny, atakując, plując jadem i nienawiścia. Po czym na resztę roku wraca do domu, otumaniona lekami, w depresji. Aż do kolejnego ataku manii.
Rodzina już wie, że przy pierwszym objawie manii trzeba Panią K. sprowokować do ataku, żeby można było ją zabrać na oddział wbrew swojej woli. Ostatni atak polegał na próbie usunięcia z brzucha córki dziecka, które Pani K. zdawało się być szatanem. Pani K.próbowała usunąć owe szatańskie nasienie kopniakami w 9-miesięczny brzuch. Pogotowie wyperswadowało jej ten pomysł.
Dzieci i mąż Pani K. są świadomi, że jest ona zagrożeniem dla siebie i innych. Właściwie nie ona, a jej choroba. Jej mózg zabawiający się jej kosztem.
Panią K. znam od 1986 roku, kiedy to pokochałam jej córkę jak rodzoną siostrę.Weszłam do ich rodziny automatycznie, z biegu i już zostałam. Przechodziłam z nimi przez to wszystko. Z rodziny zostały zgliszcza. Przyjaźń pozostała.
Pan F.
Ze słuchawkami w uszach bawił się w Amityville, opowiadając rodzinie, że zaraz przyjdą ci ludzie i ich zamordują. Kiedy zdaje sobie sprawę, że rodzina uważa go za chorego, ucieka nad morze. Robi dziwne rzeczy na molo. Interweniuje policja.
Pan F. ma szczęscie - niepełnoletni jest, to rodzice decydują o jego leczeniu na oddziale zamkniętym. Leczenie trwa do dziś, Pan F. nie miał kolejnego ataku, przestrzega zaleceń, wszyscy wiedzą o chorobie, chodzą wokol niego na paluszkach, nie denerwują, żadnych ciemności, posępnej muzyki, słuchawek, ale daje radę.
Ma cudowną żonę i pięknego syna.
I mądrych rodziców.
Pan X.
Starszy pan, nieszkodliwie zainteresowany gołymi babami patrzącymi na niego z plakatów rozwieszonych w garażu. Bawiący się wackiem przed domem.
Nieszkodliwy waratuńcio, według własnych dzieci i sąsiadów.
Nienawidzący swojej sąsiadki, upierdliwy w stosunku do niej tak bardzo, że ta wystawia dom na sprzedaż, żeby od sąsiada uciec. Wedługo otoczenia Pan X. szkodliwy jest jak komar, lub brzęcząca mucha.
W momencie kiedy dowiaduje się o planach wyprowadzki sąsiadów, wkłada siekierę do reklamówki i idzie za sąsiadką, waląc ją ostrzem w głowę. Sąsiadka przeżywa atak. Fizycznie. Psychicznie już nie.
Pan X. zostaje nareszcie zdiagnozowany. I wcale nie jest chory na upierdliwość i stetryczenie, jak ogłaszała rodzina.
Pani O.
Piękna, młoda, zdolna. Studentka.
Wpada w depresję, leczy się.
Któregoś dnia już nie jest sobą, okalecza się, maluje pokój farbami w spray'u, mówi od rzeczy. Atakuje narzeczonego. Niewidzący wzrok, wykrzywianie twarzy, absurdalne słowa. Agresja. Morze agresji.
Narzeczony prosi o pomoc jej rodziców, ci przyjeżdżają, zabierają Panią O. do swojego domu, zamykają na klucz, podają leki przepisane przez znajomą lekarkę. Na słowo psychiatra wzdrygają się nerwowo, wpadają w złość, że jak to ich córeczka wariatką jest? Do psychiatryka? Absolutnie odpada, ona ma przecież depresję. Matka z podbitymi oczami chodzi, córki się boi, ale lekarze precz.
Dziewczyna jest w tym stanie od trzech miesięcy, niknie w oczach, spala się, jej mózg dostaje szału. Jak długo to potrwa?
Które z nich zabiłoby dziesięciolatkę siekierą?
Żadne, na pewno.
Ale ich choroba, ich durny nabijający się z ich słabości mózg, zrobiłaby to po sto razy.
Jakie byłoby wytłumaczenie?
Kazde byłoby dobre.
Powód czy bez powodu.
Zabić bo jest małpą, bo nie mam pracy, bo ma oczy krzywe, bo spojrzała, albo oczy zamknęła nie tak.
Oni nie są sobą, to choroba za nich myśli.
Świry z z siekierami i nożami. Łatwo powiedzieć, spróbujcie sami, łatwo co?
Ale wiecie co? Oni nie są winni.
Za to ja za współudział sądziłabym najbliższych.
Tych którzy się wstydzą, że wariata mają w domu.
Tych, którzy udają że to tylko depresja, że to zły humor.
Że to kreatywność, że to stetryczenie, rozmarudzenie.
Że to przejdzie samo.
Że on/ona na pewno nikogo nie skrzywdzi.
A nie widzą tej osoby, zamkniętej w chorobie, w obłędzie.
Ona tam pod spodem jest przecież, taka jak kiedyś.
Jeśli ją uratujemy, to jakaś dziesięciolatka może spokojnie zrobi zakupy w księgarni.
2015/05/04
No chodź, no wiosna jest!
Kto nigdy nie spędzał cudownych majowych dni w lesie, ten nie wie.
Parę domów na krzyż.
Bociany na polu obok.
Żaby w stawie.
Natłok bzu i tulipanów.
Warkot traktorów na polach.
Słońce jeszcze nie żarłoczne, ale już malujące twarz.
Cudowna błogość pomalowanej ławki i porannej kawy na tarasie.
Zakurzone dzieci i psy goniące jaszczurki.
W końcu spokój i w końcu pewność że już jest dobrze.
Skończcie przeżuwanie po raz setny problemu kiboli i hejterów.
Chodźcie, pojdziemy popisać kredą chodnik.
Chodźcie, będziemy ratować ślimaki.
Chodźcie, wiosna jest.
Parę domów na krzyż.
Bociany na polu obok.
Żaby w stawie.
Natłok bzu i tulipanów.
Warkot traktorów na polach.
Słońce jeszcze nie żarłoczne, ale już malujące twarz.
Cudowna błogość pomalowanej ławki i porannej kawy na tarasie.
Zakurzone dzieci i psy goniące jaszczurki.
W końcu spokój i w końcu pewność że już jest dobrze.
Skończcie przeżuwanie po raz setny problemu kiboli i hejterów.
Chodźcie, pojdziemy popisać kredą chodnik.
Chodźcie, będziemy ratować ślimaki.
Chodźcie, wiosna jest.
2015/04/29
Taką mam nadzieję, że Boga jednak nie ma....
Panie Boże!
Mam nadzieję, że po wysłaniu tego listu, on wróci do mnie z adnotacją "adresat nieznany".
To będzie potwierdzenie mojej tezy.
Że Ty nie istniejesz.
Odetchnę z wielką ulgą.
Jak dobrze że Bóg nie istnieje.
Bo kiedy mówię, że Ciebie nie ma, to wielu rzeczy nie muszę.
Mówić dzieciom, że powinny czcić kogoś takiego jak Ty - nie muszę.
Że powinny kochać kogoś kto, jak Ty, pozwala ojcu gwałcić dwuletnią córkę, a pięcioletnią zatłuc kamieniem.
Że powinny modlić się do Stwórcy, który tworzy ludzi-warzywa, daje dzieciom nowotwory, zabiera im rodziców w wypadkach spowodowanych przez naćpanych zwyrodnialców, pozwala gwałcić ciężarne, palić żywcem, parzyć napalmem, głodzić na śmierć.
Nie muszę dzieciom mówić, że jest Bóg, który zamyka oczy na takie ohydztwa.
Bo co Ty wtedy czujesz?
Może nie zamykasz oczu?
Widzę Cię w myślach jako starca z bezzębnym uśmiechem, śliniącego się z radości, kiedy dzieje się krzywda.
"Taaaaaak" - krzyczysz, a ręce trzęsą Ci się z podniecenia, a i podskakujesz jak dziecko na widok lizaka -"taaaaak, a co to dziś zrobimy na tym świecie? Komu by tu przypierdolić? O jaka ładna trzylatka, a masz raka, żeby rodzice już szczęśliwi nie byli, a tu pociąg wykoleimy, ludziom nogi poobcina, ale zabawa, a tu może pedofilka jakiegoś wyślemy? Ooooo pedofila z nożem, niech zgwałci i zadźga!!! Macie swój krzyż i go dźwigajcie, chwalcie Pana barany!!!!!".
Czy zamykasz może oczy i szepczesz "Niech się dzieje wola nieba"?.......
A może to Pan Szatan tak grandzi na tym padole?
Jakimże jesteś nędznym Bogiem, w takim razie, że nie umiesz go powstrzymać.
Wszechmocny.
Terefere.
Wiesz co mi zrobiłeś.
Jak się z tym czujesz?
Ja okropnie. Ohydnie. Nic mi tego nie zastąpi.
Cieszyłeś się jak płakałam? Czy nie zauważyłeś?
Tak mi przykro, że nie mam w kogo wierzyć.
Tak mi ciężko, że nie mam z kim rozmawiać, kiedy jestem sama.
Tak się boję, że jednak istniejesz.
Taką mam nadzieję, że list wróci.
Mam nadzieję, że po wysłaniu tego listu, on wróci do mnie z adnotacją "adresat nieznany".
To będzie potwierdzenie mojej tezy.
Że Ty nie istniejesz.
Odetchnę z wielką ulgą.
Jak dobrze że Bóg nie istnieje.
Bo kiedy mówię, że Ciebie nie ma, to wielu rzeczy nie muszę.
Mówić dzieciom, że powinny czcić kogoś takiego jak Ty - nie muszę.
Że powinny kochać kogoś kto, jak Ty, pozwala ojcu gwałcić dwuletnią córkę, a pięcioletnią zatłuc kamieniem.
Że powinny modlić się do Stwórcy, który tworzy ludzi-warzywa, daje dzieciom nowotwory, zabiera im rodziców w wypadkach spowodowanych przez naćpanych zwyrodnialców, pozwala gwałcić ciężarne, palić żywcem, parzyć napalmem, głodzić na śmierć.
Nie muszę dzieciom mówić, że jest Bóg, który zamyka oczy na takie ohydztwa.
Bo co Ty wtedy czujesz?
Może nie zamykasz oczu?
Widzę Cię w myślach jako starca z bezzębnym uśmiechem, śliniącego się z radości, kiedy dzieje się krzywda.
"Taaaaaak" - krzyczysz, a ręce trzęsą Ci się z podniecenia, a i podskakujesz jak dziecko na widok lizaka -"taaaaak, a co to dziś zrobimy na tym świecie? Komu by tu przypierdolić? O jaka ładna trzylatka, a masz raka, żeby rodzice już szczęśliwi nie byli, a tu pociąg wykoleimy, ludziom nogi poobcina, ale zabawa, a tu może pedofilka jakiegoś wyślemy? Ooooo pedofila z nożem, niech zgwałci i zadźga!!! Macie swój krzyż i go dźwigajcie, chwalcie Pana barany!!!!!".
Czy zamykasz może oczy i szepczesz "Niech się dzieje wola nieba"?.......
A może to Pan Szatan tak grandzi na tym padole?
Jakimże jesteś nędznym Bogiem, w takim razie, że nie umiesz go powstrzymać.
Wszechmocny.
Terefere.
Wiesz co mi zrobiłeś.
Jak się z tym czujesz?
Ja okropnie. Ohydnie. Nic mi tego nie zastąpi.
Cieszyłeś się jak płakałam? Czy nie zauważyłeś?
Tak mi przykro, że nie mam w kogo wierzyć.
Tak mi ciężko, że nie mam z kim rozmawiać, kiedy jestem sama.
Tak się boję, że jednak istniejesz.
Taką mam nadzieję, że list wróci.
2015/04/20
Panie Witkowski, Pan uważa na paseczki!
Jakże głupim trzeba być człowiekiem, żeby nie rozpoznać symbolu SS.
Panie Witkowski, co Pan?
Błaznem trzeba umieć być. To trudna sztuka.
Idiotą się jest.
Prowokacja? Promocja książki?
Co się robi z idiotami?
Nic.
Odpuśćcie temat, nie warto. Media huczą, zaciekawione ludzie skocznie biegną do Wikipedii, a co to jest ten Witkowski?
Kiedyś pisarz. Teraz głupek w czapce z runami.
Taka na przykład swastyka - od 2000 lat znana, symbol religijny, który lekko okręcony, w czerwono - biało - czarnej kolorystyce był symbolem NSDAP (Pan wie, Panie Witkowski co to NSDAP?), a w rezultacie III rzeszy. No taka swastyka to by jeszcze szło kota ogonem odwrócić jakoś. Że Witkowski ośmiesza, że to nie ta swastyka, tylko azjatycka, że to religijne. No tak, ale swastykę wszyscy znają. Nawet Pan Witkowski.
A takie SS? Nie zna. Pioruny. Prąd. AC/DC.
Gdzież tam zbrodnicza organizacja. Gdzież sadyści, kryminaliści, zwierzaki nieraz?
Panie Witkowski, pan uważa teraz. Jak Panu będą chcieli ładną czapeczkę następnym razem wcisnąć na łeb, taką z czaszką co zęby szczerzy i będą namawiać na tatuaż z grupą krwi pod pachą, to niech Pan wie, że to nie jest dobry pomysł, ok?
Tak jak "piżamka w paseczki", taka z numerkiem.
Pan sobie poczyta troszkę, się douczy.
Panie Witkowski, co Pan?
Błaznem trzeba umieć być. To trudna sztuka.
Idiotą się jest.
Prowokacja? Promocja książki?
Co się robi z idiotami?
Nic.
Odpuśćcie temat, nie warto. Media huczą, zaciekawione ludzie skocznie biegną do Wikipedii, a co to jest ten Witkowski?
Kiedyś pisarz. Teraz głupek w czapce z runami.
Taka na przykład swastyka - od 2000 lat znana, symbol religijny, który lekko okręcony, w czerwono - biało - czarnej kolorystyce był symbolem NSDAP (Pan wie, Panie Witkowski co to NSDAP?), a w rezultacie III rzeszy. No taka swastyka to by jeszcze szło kota ogonem odwrócić jakoś. Że Witkowski ośmiesza, że to nie ta swastyka, tylko azjatycka, że to religijne. No tak, ale swastykę wszyscy znają. Nawet Pan Witkowski.
A takie SS? Nie zna. Pioruny. Prąd. AC/DC.
Gdzież tam zbrodnicza organizacja. Gdzież sadyści, kryminaliści, zwierzaki nieraz?
Panie Witkowski, pan uważa teraz. Jak Panu będą chcieli ładną czapeczkę następnym razem wcisnąć na łeb, taką z czaszką co zęby szczerzy i będą namawiać na tatuaż z grupą krwi pod pachą, to niech Pan wie, że to nie jest dobry pomysł, ok?
Tak jak "piżamka w paseczki", taka z numerkiem.
Pan sobie poczyta troszkę, się douczy.
2015/04/15
A mówiłam, że będziesz szczęśliwa!!!!
Nie śpię. Cieszę się.
To było wczesne lato.
Upał, okna pootwierane, noc. Świerszcze, komary, mała lampka, laptop.
Końcówka ciąży z Masą. Opuchlizna, zgaga, bezsenność.
I ona.
Skąd się nagle pojawiła? Cztery lata razem w liceum. Kilka zdawkowych zdań przez cztery lata.
Pojawiła się i pisze mi w tą ciężką czerwcową noc.
Że ją zostawił po 8 latach. Chorą.
Że ma inną i od dawna miał.
Że będzie tatą.
Że ona nie chce żyć.
Że będzie sama, że przecież ona chce dzieci mieć, a tu 34 lata na karku, sama teraz, chora ale już zdrowieje i mogłaby teraz, ślub, dzieci, życie.
A on poszedł sobie.
Że ona nie chce tak.
Będzie zawsze sama.
Że godzi się z tym, samotność nie jest taka zła i no, koty ma przecież.
A ja swoje - D., ogarnij się, ja ci mówię że to przejściowe.
Będziesz szczęsliwa, uwierz.
A ona swoje. Że sama, no trudno, ona już nigdy, nigdy, ona nie chce.
Nie wierzyła mi.
A ja tak wierzyłam w nią i jej szczęście.
Dzisiaj zadzwoniła.
Będzie mamą.
Przeszczęśliwa.
Nie wiesz jak mnie cieszy Twoje szczęscie, Mała.
Ale muszę coś dodać.
A NIE MÓWIŁAM????
To było wczesne lato.
Upał, okna pootwierane, noc. Świerszcze, komary, mała lampka, laptop.
Końcówka ciąży z Masą. Opuchlizna, zgaga, bezsenność.
I ona.
Skąd się nagle pojawiła? Cztery lata razem w liceum. Kilka zdawkowych zdań przez cztery lata.
Pojawiła się i pisze mi w tą ciężką czerwcową noc.
Że ją zostawił po 8 latach. Chorą.
Że ma inną i od dawna miał.
Że będzie tatą.
Że ona nie chce żyć.
Że będzie sama, że przecież ona chce dzieci mieć, a tu 34 lata na karku, sama teraz, chora ale już zdrowieje i mogłaby teraz, ślub, dzieci, życie.
A on poszedł sobie.
Że ona nie chce tak.
Będzie zawsze sama.
Że godzi się z tym, samotność nie jest taka zła i no, koty ma przecież.
A ja swoje - D., ogarnij się, ja ci mówię że to przejściowe.
Będziesz szczęsliwa, uwierz.
A ona swoje. Że sama, no trudno, ona już nigdy, nigdy, ona nie chce.
Nie wierzyła mi.
A ja tak wierzyłam w nią i jej szczęście.
Dzisiaj zadzwoniła.
Będzie mamą.
Przeszczęśliwa.
Nie wiesz jak mnie cieszy Twoje szczęscie, Mała.
Ale muszę coś dodać.
A NIE MÓWIŁAM????
Subskrybuj:
Posty (Atom)