-Tatuś całuj, całuj, wszędzie!!! Krzyczy moja córka.
Tata całuje, młoda kwiczy bo ma łaskotki, same głupotki.
Czy Gaba pozwoliłaby się całować jakiemuś "wujkowi"? Boję się myśleć. Boję.
Córka znajomej ogląda scenę łóżkową w telewizji. Pyta: "Mamo a co ta pani robi temu panu pod kołdrą????". Mina znajomej bezcenna....
W gazecie artykuł o księdzu który zmuszał dzieci do "innych czynności seksualnych". Czyli co? Możemy się domyślać.
Czy nasze dzieci będą miały szansę się obronić, jeśli nie będą umiały nazwać rzeczy po imieniu? Jeśli nie będą wiedziały jakie formy kontaktu są kontaktami seksualnymi?
Dla mnie największym zagrożeniem dla moich dzieci nie są wcale obcy ludzie prosto z ulicy. Większość dzieci zna swoich oprawców i to bardzo dobrze..Wujkowie, opiekunowie, księża, rodzina. Niestety... Wtedy mówienie ogólnikami może niewiele dać. Bo jesli chodzi o obcych, to uczmy dzieci że W OGÓLE nie wolno ich dotykać. Ani po głowie, ani po ręce, ani po pupie. Łapy precz i już. A jeśli chodzi o tych, których nasze dzieci znają i ....lubią?
Co robi pani po kołdrą? Całuje sisiaka tego pana. (nazwa sisiak używana w naszym domu). Czemu całuje? Bo JEJ to sprawia przyjemność. Bo ONA to lubi. Nie powiem córce że panu jest milej niż tej pani. Bo jeśli (odpukać jasna cholera!!!) kiedykolwiek ktoś proponowałby jej takie zabawy (a różnie może być w tym chorym świecie!!!!), to mam nadzieję że zapali jej się lampka: JA tego nie chcę. MI to nie sprawia przyjemności. Jeśli powiem jej że pani to robi, bo kocha tego pana, bo pan to lubi, to młoda może tego pana naprawdę lubić i dojdzie do tragedii.
Nie mówmy ogólnikami że nie wolno dotykać sisi i pupy. Dotykamy ich codziennie przy kąpieli naszych dzieci, korzystaniu z toalety, nawet w zabawie szczypniemy w pupę. Powiedzmy dziewczynkom że mają takie i takie dziurki , jak tam to nazwać każdy po swojemu może, i to je mają chronić. Że nie wolno nikomu, nawet rodzicom, tam dotykać, niczego wkładać.
Pozwólmy oglądnąć przyrodzenie młodszego brata, pokażmy na obrazku co pan "tam" ma, wspomnijmy że "to" robi się duże jak pan chce zrobić dziecku krzywdę. Uchronimy przy tym dziecko przed niezdrową ciekawością i...naiwnością "Chodź dziewczynko, pokażę ci co TAM mam, takiego ptaszka co śpiewa piosenki". Niech nasza córka odpowie że bzdura, wiem co pan tam masz, widziałam już, mama mi w książce pokazała, albo u brata oglądnęłam.
Utrwalajmy że mamusia jest właśnością tatusia i na odwrót. Żartujmy, że mamusia nie może się do pana Władka przytulać, a tatuś pani Halinki całować. Tata jest mamy, mama taty, a dziecko mamy i taty. I tak jak tatuś by płakał,gdyby mama siedziała na kolanach u pana Władka, tak mama i tata będą płakać jeśli Gabi się będzie przytulać do kogoś innego niż oni.
Rozmawiajmy, nazywajmy częsci ciała, tłumaczmy kiedy pytają.
Zaden zbok nie zapyta dziecka czy pobawi się z nim w "inne czynności seksualne".
A rozmawiając z dzieckiem, plusem dla nas i pociech będzie, że zlizywanie bitej śmietany z kolan pana w sukience, albo propozycja "zrobienia lodzika" takiemu panu, nie będzie dla naszych dzieci miała kontekstu jedynie kulinarnego. Oby.
2015/01/28
2015/01/24
Ten męczący styczeń.
Dzień dobry.
Masz chwilkę?
A! Masz! Fantastycznie! Widzę, że usiadłeś przed komputerem, w ten zimowy wieczór, z filiżanką kawy.
A więc - dzień dobry zmęczony człowieku. Bo pewnie jesteś zmęczony?
Ależ ja nie pytam przez złośliwość, skądże. Wszyscy jesteśmy zmęczeni.
Zmęczenie to polska choroba narodowa.
Pamiętasz panią z działu mięsnego? Tak, właśnie tą, która uśmiechała się półgębkiem i chciała Ci sprzedać takie nieładne przerośnięte mięso. Aż uwagę musiałeś zwrócić. Może odrobinę zbyt dobitnie powiedziałeś tej pani, co myślisz o niej i tym mięsie.
Otóż ta pani jest też zmęczona, wiesz? Bo choć to banalne, to boli ją ząb. Ale nie tak po prostu boli ząb - on ją boli od trzech dni. Tak, była u stomatologa, ale pobolewa nadal. A do tego wkurzyła ją koleżanka, ta co na stoisku z serami sprzedaje. Małpa jedna, zrobiła pani od mięsa wielką przykrość, głupio powiedziała coś o kimś, no i ta pani z mięsnego w nocy spać nie mogła. Zmęczona jest.
Może przypominasz sobie tego młodego mężczyznę, na którego wszyscy zawarczeli w autobusie? Tak, dokładnie ten, który nie ustąpił miejsca babuni w takiej śmiesznej chustce. Wiesz, nie ustąpił, bo był zamyślony i zmęczony. Wracał z kolejnej rozmowy kwalifikacyjnej w sprawie pracy. Pytasz jak mu poszło? Tego nawet ja nie wiem, ale chyba był zadowolony. Jak po każdej rozmowie, z której nic nie wyszło.
A ten chłopiec, który biegł jak oszalały dziś rano, tak, ten który o mało Cię nie przewrócił, to wiesz, on prawie się do szkoły spóźnił. Biedny wpadł zdyszany do klasy, w której spędził kilka następnych godzin, męcząc swoje zmęczenie ciężkim tornistrem, lekcjami do odrobienia, kłótnią ze starszą siostrą, no i nie ukrywajmy - kiepską oceną z zachowania.
Zresztą, daleko nie szukać - Twoja sąsiadka, ta co dziś przepraszała za swojego syna, który walił samochodzikiem w Twoje drzwi od mieszkania (pech ,cholera, akurat kiedy się zdrzemnąłeś, współczuję…). Ona na macierzyńskim jest wiesz? Umęczona kobieta, bo jej córka ma kolki. Rozumiesz - jedzonko, brzuszek, gazy i ryk maluszka. I ta sąsiadka z córką na rękach po mieszkaniu tupta - w tę i nazad, w tę i z powrotem, a mała płacze i płacze. A potem zasypia dziecina słodko, a mamusia robi zestawik ćwiczeń młodej pani domu - pranie, sprzątanie, gotowanie, prasowanie.
A najbardziej zmęczony, to jest ten pan, który tak miło się dziś do Ciebie w windzie uśmiechnął. Ale on nie pozwolił mi napisać dlaczego jest zmęczony. Może jakaś trudna historia, nie wiem.
A teraz pytanie: Co łączy tych wszystkich ludzi, o których Ci właśnie opowiedziałam?
Otóż mój miły zmęczony człowieku - wszyscy ci ludzie dziś się do Ciebie serdecznie uśmiechnęli. Ot tak, po prostu. Czy Ty do nich też?
Jesteś zmęczony. Dlaczego uważasz że zmęczony to także ponury? Uśmiechnij się na przekór problemom i deszczowi za oknem.
Masz chwilkę?
A! Masz! Fantastycznie! Widzę, że usiadłeś przed komputerem, w ten zimowy wieczór, z filiżanką kawy.
A więc - dzień dobry zmęczony człowieku. Bo pewnie jesteś zmęczony?
Ależ ja nie pytam przez złośliwość, skądże. Wszyscy jesteśmy zmęczeni.
Zmęczenie to polska choroba narodowa.
Pamiętasz panią z działu mięsnego? Tak, właśnie tą, która uśmiechała się półgębkiem i chciała Ci sprzedać takie nieładne przerośnięte mięso. Aż uwagę musiałeś zwrócić. Może odrobinę zbyt dobitnie powiedziałeś tej pani, co myślisz o niej i tym mięsie.
Otóż ta pani jest też zmęczona, wiesz? Bo choć to banalne, to boli ją ząb. Ale nie tak po prostu boli ząb - on ją boli od trzech dni. Tak, była u stomatologa, ale pobolewa nadal. A do tego wkurzyła ją koleżanka, ta co na stoisku z serami sprzedaje. Małpa jedna, zrobiła pani od mięsa wielką przykrość, głupio powiedziała coś o kimś, no i ta pani z mięsnego w nocy spać nie mogła. Zmęczona jest.
Może przypominasz sobie tego młodego mężczyznę, na którego wszyscy zawarczeli w autobusie? Tak, dokładnie ten, który nie ustąpił miejsca babuni w takiej śmiesznej chustce. Wiesz, nie ustąpił, bo był zamyślony i zmęczony. Wracał z kolejnej rozmowy kwalifikacyjnej w sprawie pracy. Pytasz jak mu poszło? Tego nawet ja nie wiem, ale chyba był zadowolony. Jak po każdej rozmowie, z której nic nie wyszło.
A ten chłopiec, który biegł jak oszalały dziś rano, tak, ten który o mało Cię nie przewrócił, to wiesz, on prawie się do szkoły spóźnił. Biedny wpadł zdyszany do klasy, w której spędził kilka następnych godzin, męcząc swoje zmęczenie ciężkim tornistrem, lekcjami do odrobienia, kłótnią ze starszą siostrą, no i nie ukrywajmy - kiepską oceną z zachowania.
Zresztą, daleko nie szukać - Twoja sąsiadka, ta co dziś przepraszała za swojego syna, który walił samochodzikiem w Twoje drzwi od mieszkania (pech ,cholera, akurat kiedy się zdrzemnąłeś, współczuję…). Ona na macierzyńskim jest wiesz? Umęczona kobieta, bo jej córka ma kolki. Rozumiesz - jedzonko, brzuszek, gazy i ryk maluszka. I ta sąsiadka z córką na rękach po mieszkaniu tupta - w tę i nazad, w tę i z powrotem, a mała płacze i płacze. A potem zasypia dziecina słodko, a mamusia robi zestawik ćwiczeń młodej pani domu - pranie, sprzątanie, gotowanie, prasowanie.
A najbardziej zmęczony, to jest ten pan, który tak miło się dziś do Ciebie w windzie uśmiechnął. Ale on nie pozwolił mi napisać dlaczego jest zmęczony. Może jakaś trudna historia, nie wiem.
A teraz pytanie: Co łączy tych wszystkich ludzi, o których Ci właśnie opowiedziałam?
Otóż mój miły zmęczony człowieku - wszyscy ci ludzie dziś się do Ciebie serdecznie uśmiechnęli. Ot tak, po prostu. Czy Ty do nich też?
Jesteś zmęczony. Dlaczego uważasz że zmęczony to także ponury? Uśmiechnij się na przekór problemom i deszczowi za oknem.
2015/01/22
Troszkę pokory.
"Pokora – cnota moralna, która w ogólnym rozumieniu polega na uznaniu własnej ograniczoności, nie wywyższaniu się ponad innych i unikaniu chwalenia się swoimi dokonaniami."
Blog Roku. Cóż za wydarzenie. Dla mnie chyba ten gorący okres żebrania o głosy, będzie czasem spędzonym przy książce, kawce i zapalonej świeczuszce. Z dala od tego jazgotu i przepychanek. Gdzie nie spojrzę, pchają się.
Rozczarowanie. Wybierając blogi i FP które polubiłam, obrałam zły kierunek. Przeglądam aktualności ze stron i nie rozumiem. Na pozór mądre młode kobiety. W rzeczywistości? Pustka. Zdjęcia wypieków, śpiących dzieci, wyfarbowanych włosów, żebrolajki, słodkie polecanie stron. Sieczka. Wyłączam komputer i nic mi z tego w głowie nie zostaje. Prawie nic, bo nie piszę tu o kilku tych, które szanuję. Które mnie czegoś uczą. Ale czego ma mnie nauczyć pytanie z czym zjeść bułkę na kolację? Dlaczego mam oglądać kolejne pączki na kolorowym talerzu? Jak mam szanować blogerkę, która mimo tego, że inteligentna i ma niezłe pióro, ma równie niezłe mniemanie o samej sobie, aż nie do zniesienia czasami? Jak traktować poważnie kogoś, kto odbiwszy się na żebrolajkach, chce mnie uczyć jak mam pisać, robiąc przy tym paskudne błędy ortograficzne i stylistyczne? Jak ocenić jedną z moich ulubionych, która najpierw promuje jeden z blogów, by za kilka dni od tej właśnie blogerki otrzymać nagrodę głowną w konkursie?
Każda krytyka, inne zdanie, kończy się wypowiedziami kółka różańcowego zgromadzonego wokół krytykowanej blogerki na temat: zawiści, zazdrości, bólu dupy. Każda możliwość rozpętania afery jest dobra. Za to późniejsze komentarze są wredne i często niesprawiedliwe.
Jak w brazylijskich telenowelach. Jak w Crossach i Greyach. Jak w M jak Miłość. Intelektualnie lekko poniżej przeciętnej, ale publika przyklaskuje.
Dla niektórych ten blog to całe życie chyba. Wyobrażam sobie te matki lecące w piżamach do komputera, czekające z drżeniem na każdy komentarz, oraz na każdą oznakę uwielbienia czytelników. To chyba te autorki tak tłumnie rzucają się do konkursu na najlepszy blog. Bo a nuż ktoś dostrzeże, pochwali, może zarobię, może książkę wydam. Dajcie spokój, z czym do ludzi? Z tym banałem grafomańskim? Pisac każdy może to fakt. Ale czytać nie każdy musi. Tu jest pies pogrzebany. Ja sama słysząc propozycję, żeby tekst o bloginkach zgłosić, roześmiałam się w głos. No way. Po co?
WIem że to moja wina, sama te blogi i FP, októrych tu piszę, dodałam do obserwowanych. Czas to zmienić. Czas je wykreślić. Czas na szukanie czegoś nowego.
Niech mnie ktoś zaskoczy.
Blog Roku. Cóż za wydarzenie. Dla mnie chyba ten gorący okres żebrania o głosy, będzie czasem spędzonym przy książce, kawce i zapalonej świeczuszce. Z dala od tego jazgotu i przepychanek. Gdzie nie spojrzę, pchają się.
Rozczarowanie. Wybierając blogi i FP które polubiłam, obrałam zły kierunek. Przeglądam aktualności ze stron i nie rozumiem. Na pozór mądre młode kobiety. W rzeczywistości? Pustka. Zdjęcia wypieków, śpiących dzieci, wyfarbowanych włosów, żebrolajki, słodkie polecanie stron. Sieczka. Wyłączam komputer i nic mi z tego w głowie nie zostaje. Prawie nic, bo nie piszę tu o kilku tych, które szanuję. Które mnie czegoś uczą. Ale czego ma mnie nauczyć pytanie z czym zjeść bułkę na kolację? Dlaczego mam oglądać kolejne pączki na kolorowym talerzu? Jak mam szanować blogerkę, która mimo tego, że inteligentna i ma niezłe pióro, ma równie niezłe mniemanie o samej sobie, aż nie do zniesienia czasami? Jak traktować poważnie kogoś, kto odbiwszy się na żebrolajkach, chce mnie uczyć jak mam pisać, robiąc przy tym paskudne błędy ortograficzne i stylistyczne? Jak ocenić jedną z moich ulubionych, która najpierw promuje jeden z blogów, by za kilka dni od tej właśnie blogerki otrzymać nagrodę głowną w konkursie?
Każda krytyka, inne zdanie, kończy się wypowiedziami kółka różańcowego zgromadzonego wokół krytykowanej blogerki na temat: zawiści, zazdrości, bólu dupy. Każda możliwość rozpętania afery jest dobra. Za to późniejsze komentarze są wredne i często niesprawiedliwe.
Jak w brazylijskich telenowelach. Jak w Crossach i Greyach. Jak w M jak Miłość. Intelektualnie lekko poniżej przeciętnej, ale publika przyklaskuje.
Dla niektórych ten blog to całe życie chyba. Wyobrażam sobie te matki lecące w piżamach do komputera, czekające z drżeniem na każdy komentarz, oraz na każdą oznakę uwielbienia czytelników. To chyba te autorki tak tłumnie rzucają się do konkursu na najlepszy blog. Bo a nuż ktoś dostrzeże, pochwali, może zarobię, może książkę wydam. Dajcie spokój, z czym do ludzi? Z tym banałem grafomańskim? Pisac każdy może to fakt. Ale czytać nie każdy musi. Tu jest pies pogrzebany. Ja sama słysząc propozycję, żeby tekst o bloginkach zgłosić, roześmiałam się w głos. No way. Po co?
WIem że to moja wina, sama te blogi i FP, októrych tu piszę, dodałam do obserwowanych. Czas to zmienić. Czas je wykreślić. Czas na szukanie czegoś nowego.
Niech mnie ktoś zaskoczy.
2015/01/20
Moja koleżanka depresja.
Kiedy przylazła, skwitowałam to śmiechem. "No, kochana, chyba się troszkę spóźniłaś???". No bo jak - podniosłam się już z klęczek, świat zaczął się dalej kręcić, a tu nagle ona??? Gdzie się podziewała cały ten czas, kiedy jej pojawienie się byłoby usprawiedliwione? Czaiła się widocznie, ale organizm włączony na tryb wysokoobrotowy nie chciał jej wpuścić.
Kiedy przyszła, zaczęła chamsko rozpychać się w moim życiu. Założyła mi na głowę karton, pudełko takie, które z dnia na dzień zamiast tlenu, zabierało mi energię.
Nie, nie było mi jakoś wyjątkowo smutno. Jakoś rozpacz była już za mną. Jakoś tak mniej mi się chciało.
Bo w pracy było bezsensownie, sama się właściwie robiła, bo mózg był w trybie oszczędzania energii, więc działałam jak robot,tak mechanicznie, że robota szła całkiem dobrze.
W domu też było dobrze, ale jakoś tak za głośno, za jasno, za dużo, więc uciekałam do domku na wsi, gdzie nikt do mnie nie mówił, o nic nie pytał, gdzie można było gapić się bezsensownie w telewizor, nie spać całymi nocami i nikomu się nie tłumaczyć. Nie, nie byłam otępiała, zaniedbana, z podkrążonymi oczami, w brudnych łachach.Nie leżałam całymi dniami w łóżku.
Za to bolała mnie głowa, bolały stawy i żołądek.
I było mi wszystko jedno, do tego stopnia, że prowadząc samochód, w pewnej chwili uświadamiałam sobie że nie wiem na którym odcinku drogi jestem.
Tak, wiedziałam że coś jest nie tak. W całym tym otępieniu czułam że pękam.
Pamiętam ten dzień. Poszłam do szefa, musiałam załatwić reklamację klienta. Szef, człowiek bardzo dobry i równie mądry, zapytał mnie "Jak się pani czuje?". Pękłam. Łzy polały się strumieniem. Wróciłam do biura, nie przestałam płakać. Wróciłam do domu, nie przestałam płakać. Płakałam cały czas. Piłam kawę płacząc, kąpałam się płacząc, przepłakałam całą noc.
Rano byłam już u lekarza. "Chętnie zaprosiłbym panią na oddział", powiedział. "Jest źle, ale wiem że jeśli panią wezmę do szpitala, rozsypie się pani do końca. Ma pani depresję. Zaczniemy od silnych leków".
Wyszłam z gabinetu i nie płakałam. Ulga, ulga, ulga. Jestem chora, to nie ja płakałam, to choroba.
Dużo czasu upłynęło, zanim się z nią rozstałam. Wiele historii w poczekalni usłyszałam. Była taka, która nie mogła pozbierać się po śmierci męża. Była taka, która po śmierci bliskiej osoby w wypadku samochodowym, widziała codziennie przed snem własne dzieci w koziołkującym aucie. Był chłopak, który prawie oszalał po potrąceniu przechodnia. I byłam ja. Która musiała być twarda żegnając najbliższych, że aż z tego stwardnienia pękła.
Wszyscy przyszliśmy po pomoc. Wiedzieliśmy, że nie poradzimy sobie sami. Nikt nas za to nie krytykował, nikt w oczy nie powiedział nic o nienormalności.Do dzis nie ukrywam, że chorowałam na depresję i leczyłam się u psychiatry (stąd wpis o ludziach z czarnymi oczami, na przykład). I jakoś nikt szoku nie doznaje:)
Boli ząb? Idziesz do stomatologa. Boli dusza? Idziesz do psychiatry.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Napisałam ten tekst, ponieważ chcę nim komuś powiedzieć. Tak, dasz radę. Tak znam Twój ból. Nie, nie jesteś nienormalna, a już tym bardziej nie jesteś zła!!! Jesteś chora. Bardzo chcę, żebyś poszła do lekarza. Dla swoich dzieci, dla swojego męża. A kiedy już poczujesz się lepiej, może będziemy o tym głośno mówić,co? Jeśli potrzebujesz pomocy, jestem dla Ciebie.
Kiedy przyszła, zaczęła chamsko rozpychać się w moim życiu. Założyła mi na głowę karton, pudełko takie, które z dnia na dzień zamiast tlenu, zabierało mi energię.
Nie, nie było mi jakoś wyjątkowo smutno. Jakoś rozpacz była już za mną. Jakoś tak mniej mi się chciało.
Bo w pracy było bezsensownie, sama się właściwie robiła, bo mózg był w trybie oszczędzania energii, więc działałam jak robot,tak mechanicznie, że robota szła całkiem dobrze.
W domu też było dobrze, ale jakoś tak za głośno, za jasno, za dużo, więc uciekałam do domku na wsi, gdzie nikt do mnie nie mówił, o nic nie pytał, gdzie można było gapić się bezsensownie w telewizor, nie spać całymi nocami i nikomu się nie tłumaczyć. Nie, nie byłam otępiała, zaniedbana, z podkrążonymi oczami, w brudnych łachach.Nie leżałam całymi dniami w łóżku.
Za to bolała mnie głowa, bolały stawy i żołądek.
I było mi wszystko jedno, do tego stopnia, że prowadząc samochód, w pewnej chwili uświadamiałam sobie że nie wiem na którym odcinku drogi jestem.
Tak, wiedziałam że coś jest nie tak. W całym tym otępieniu czułam że pękam.
Pamiętam ten dzień. Poszłam do szefa, musiałam załatwić reklamację klienta. Szef, człowiek bardzo dobry i równie mądry, zapytał mnie "Jak się pani czuje?". Pękłam. Łzy polały się strumieniem. Wróciłam do biura, nie przestałam płakać. Wróciłam do domu, nie przestałam płakać. Płakałam cały czas. Piłam kawę płacząc, kąpałam się płacząc, przepłakałam całą noc.
Rano byłam już u lekarza. "Chętnie zaprosiłbym panią na oddział", powiedział. "Jest źle, ale wiem że jeśli panią wezmę do szpitala, rozsypie się pani do końca. Ma pani depresję. Zaczniemy od silnych leków".
Wyszłam z gabinetu i nie płakałam. Ulga, ulga, ulga. Jestem chora, to nie ja płakałam, to choroba.
Dużo czasu upłynęło, zanim się z nią rozstałam. Wiele historii w poczekalni usłyszałam. Była taka, która nie mogła pozbierać się po śmierci męża. Była taka, która po śmierci bliskiej osoby w wypadku samochodowym, widziała codziennie przed snem własne dzieci w koziołkującym aucie. Był chłopak, który prawie oszalał po potrąceniu przechodnia. I byłam ja. Która musiała być twarda żegnając najbliższych, że aż z tego stwardnienia pękła.
Wszyscy przyszliśmy po pomoc. Wiedzieliśmy, że nie poradzimy sobie sami. Nikt nas za to nie krytykował, nikt w oczy nie powiedział nic o nienormalności.Do dzis nie ukrywam, że chorowałam na depresję i leczyłam się u psychiatry (stąd wpis o ludziach z czarnymi oczami, na przykład). I jakoś nikt szoku nie doznaje:)
Boli ząb? Idziesz do stomatologa. Boli dusza? Idziesz do psychiatry.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Napisałam ten tekst, ponieważ chcę nim komuś powiedzieć. Tak, dasz radę. Tak znam Twój ból. Nie, nie jesteś nienormalna, a już tym bardziej nie jesteś zła!!! Jesteś chora. Bardzo chcę, żebyś poszła do lekarza. Dla swoich dzieci, dla swojego męża. A kiedy już poczujesz się lepiej, może będziemy o tym głośno mówić,co? Jeśli potrzebujesz pomocy, jestem dla Ciebie.
2015/01/15
Bo mamusie są od tego.
Kolejny mądry tekst przeczytałam na pewnym blogu. W skrócie telegraficznym “masz prawo do odpoczynku bycia szczęśliwą do niepozmywanych garów do nie bycia doskonałą do rozwoju intelektualnego do pomocy MIMO tego że jesteś mamą”.
Nosz kurde co za sranie w banię.
Pewnie że masz prawo. Tylko je wyegzekwuj hehe.
Mamusie mają to do siebie że w pewnym okresie życia są ….tylko mamusiami.
Bo mamusie są od tego.
Od tego żeby potwory przewinąć, nakarmić, dzioby obetrzeć, przeszczepki umyć, włosy uczesać i na nowo pieluchę zmienić, a obiadek podgrzać, zaiwaniać na spacerek a i po zakupy pobiec.
A mamusie jeszcze są od tego żeby przytulać dużo i wycałować zbolały paluszek, żeby tłumaczyć że tak, ta kredka ma kolor różowy, ale nie, nie masz różowych zębów, one są białe. I nie, nie może Pan Polizei przyjechać żeby zabić sąsiada, nie wolno zabijać, bo to umieranie jest. Tak dziadek też umarł, bo był chory, nie, nie na katar, jak to masz katar? A co włożyłaś do noska? I mamusie są od tego żeby wodą morską psikać i psikać na ten katar i nie, tłumaczyć, nie możesz pić tyle syropku, ja wiem że pyszny. I mamusie są od tego żeby jadąć samochodem cierpliwie odpowiedzieć na milion pytan, tak córko to jest drzewo, tak ma liście, się ruszają bo wiatr wieje, a wiatr wieje bo liście się ruszają, tak spadają liście, a ja nie wiem kto je sprząta, pewnie taki pan z dużym odkurzaczem, a jak nie wiem jaki kolor ma ten odkurzacz.
I znowu pieluchę zmieniać, od tego są mamusie, a dziąsełka pomasować, a ukochać bo te ząbki krzywdzą małego Miniusia, a mamusia jak wycałuje to mniej boli wszystko. Od tego mamusia jest i od tego że się płatki wysypały, a tapczan sam się popisał długopisem, a się dzidzia wystraszyła bo coś puknęło i spać nie może. I bluzka brudna i wytłumaczyć że to się zdarza że się pobrudzisz, i mamusie muszą pranie wieszać i kolację zrobić i poczytać i poskładać ciuszki i kapcie kupić i tłumaczyć - nie, nie wolno skakać na psa ani ciągnąć go za ogon.
Wiec mamusie, się nie egzaltujcie aż tak waszymi “prawami do…”.
Na wszystko przyjdzie czas. Będzie kiedyś tak, że Wasze dzieci będą miały własne życie. Kolegów, szkoły, randki, imprezy. Będą miały dosyć marudzących rodziców, przejdą okres buntu.
Wtedy będziecie mieć dużo czasu na odpoczywanie, czytanie, rozwój intelektualno - ruchowy…
Ale będziecie tęsknić za swoimi dziećmi.
Poki co nie jęczcie, że potwory jeszcze nie śpią, że ząbkują, chorują, się brudzą, pyskują i wymagają.
Od tego są dzieci przecież.
A my, mamusie jesteśmy od całej reszty.
Nosz kurde co za sranie w banię.
Pewnie że masz prawo. Tylko je wyegzekwuj hehe.
Mamusie mają to do siebie że w pewnym okresie życia są ….tylko mamusiami.
Bo mamusie są od tego.
Od tego żeby potwory przewinąć, nakarmić, dzioby obetrzeć, przeszczepki umyć, włosy uczesać i na nowo pieluchę zmienić, a obiadek podgrzać, zaiwaniać na spacerek a i po zakupy pobiec.
A mamusie jeszcze są od tego żeby przytulać dużo i wycałować zbolały paluszek, żeby tłumaczyć że tak, ta kredka ma kolor różowy, ale nie, nie masz różowych zębów, one są białe. I nie, nie może Pan Polizei przyjechać żeby zabić sąsiada, nie wolno zabijać, bo to umieranie jest. Tak dziadek też umarł, bo był chory, nie, nie na katar, jak to masz katar? A co włożyłaś do noska? I mamusie są od tego żeby wodą morską psikać i psikać na ten katar i nie, tłumaczyć, nie możesz pić tyle syropku, ja wiem że pyszny. I mamusie są od tego żeby jadąć samochodem cierpliwie odpowiedzieć na milion pytan, tak córko to jest drzewo, tak ma liście, się ruszają bo wiatr wieje, a wiatr wieje bo liście się ruszają, tak spadają liście, a ja nie wiem kto je sprząta, pewnie taki pan z dużym odkurzaczem, a jak nie wiem jaki kolor ma ten odkurzacz.
I znowu pieluchę zmieniać, od tego są mamusie, a dziąsełka pomasować, a ukochać bo te ząbki krzywdzą małego Miniusia, a mamusia jak wycałuje to mniej boli wszystko. Od tego mamusia jest i od tego że się płatki wysypały, a tapczan sam się popisał długopisem, a się dzidzia wystraszyła bo coś puknęło i spać nie może. I bluzka brudna i wytłumaczyć że to się zdarza że się pobrudzisz, i mamusie muszą pranie wieszać i kolację zrobić i poczytać i poskładać ciuszki i kapcie kupić i tłumaczyć - nie, nie wolno skakać na psa ani ciągnąć go za ogon.
Wiec mamusie, się nie egzaltujcie aż tak waszymi “prawami do…”.
Na wszystko przyjdzie czas. Będzie kiedyś tak, że Wasze dzieci będą miały własne życie. Kolegów, szkoły, randki, imprezy. Będą miały dosyć marudzących rodziców, przejdą okres buntu.
Wtedy będziecie mieć dużo czasu na odpoczywanie, czytanie, rozwój intelektualno - ruchowy…
Ale będziecie tęsknić za swoimi dziećmi.
Poki co nie jęczcie, że potwory jeszcze nie śpią, że ząbkują, chorują, się brudzą, pyskują i wymagają.
Od tego są dzieci przecież.
A my, mamusie jesteśmy od całej reszty.
2015/01/12
Jestem Serafina, Twoje Myślomacierzyństwo, Twój Dzieciowkurw, wstydzisz się mnie, prawda?
Mam na imię Serafina. Nie jestem prawdziwa. Nie istnieję. Serafina, Teresa, Maria, Angelika. Jakie mam imię wiesz tylko Ty. Jestem Twoimi myślami, jestem Matką Bolejącą, Matką Niezadowoloną, Matką Zadumaną, Matką Dzieciom. Jestem Twoimi myślami, które chowasz z tyłu głowy, których istnieniu chcesz zaprzeczyć. Jestem Twoim Myślomacierzyństwem, Dzieciowkurwem, Smarkaczozłością.
Jestem Marzeną., Krystyną, Zuzanną, Matką Umęczoną, która rano otwierając oczy ma ochotę wrócić pod kołdrę, udawać że jej nie ma, a niech się wali, a niech wyją, znowu śniadanie, znowu kupa, znowu pranie, złość.
Złość na siebie, przecież jestem Matką Niepracującą, no co mi tak ciężko, to tylko dzieci i kawałek domu do ogarnięcia. A tu na spacer, a tu zakupy, a tu rozlane, a to ciężko czasu mało. Złość na siebie, inne potrafią lepiej, mniej się irytują, mniej warczą, książki czytają dzieciom po francusku i migowemu, chińskiego uczą, a ja? Pretensje do siebie, no jak, ja nic nie robię przecież, a w tym nic nie robieniu nie mogę nic konkretnego zrobić.
Jestem Matką Zaniedbaną, Twoim ciałem, Twoim obniżonym intelektem, obwisłym brzuchem, worami pod oczami, makijażem robionym w pół minuty, kremem nakładanym bez masażu twarzy i odżywką bez spłukiwania bo szybciej.
Jestem Twoim żalem i tęsknotą za tym co było, za tym co nie wróci, za wolnym czasem, za wyjściem z domu, za kinem, za szastaniem pieniędzmi, za byle jakimi posiłkami, kurzem na meblach i perfekcyjnym manicurem.
Jestem Matką Rozczarowaną, Anną Franciszką, która myślała że będzie inaczej, że będzie lepiej, będzie bardziej bogato i ciszej będzie. Że idealniej, że świat pozwiedza, że wielką karierę zrobi, że gdzieś coś wielkiego się może wydarzy.
Jestem Matką Pragnącą Krzyczeć z głębi płuc, z calutkiej siły, tak czasem stanąć na środku tego bajzlu i wrzeszczeć, wypluć ten stres, tą złość, tą niemoc. Tak bardzo krzyczeć, aż minie.
Jestem Matką Głośnych, wyjących, rzucających się na podłogę, Plujących, niegrzecznych, skaczących, gryzących, które pyskują, sprawiają przykrość, które idealne miały być, a są jak inne, typowe okazy potomstwa mającego swój charakter.
Jestem Matką Przemijającą, oglądającą swoje zmarszczki, pierwsze siwe włosy i dumającą czasem o odpowiedzialności, Matką Przytłoczoną, no bo jak to? Zawsze już tak martwić się o dzieci? Bać się codziennie o nie, wychowywać, podejmować decyzje?
Ja jestem Matką i Ty jesteś Matką. Jesteś najlepszą mamą na świecie, szczęsliwą i spelnioną.Dzieci to skarb, prawda? Sens życia. Najważniejsze osoby na świecie dla Ciebie.
Ale znamy się, nie zaprzeczysz przecież.
Mimo że jestem Matką Ukrywaną gdzieś głęboko. Matką do której przyznać się nie wypada.
Jestem Marzeną., Krystyną, Zuzanną, Matką Umęczoną, która rano otwierając oczy ma ochotę wrócić pod kołdrę, udawać że jej nie ma, a niech się wali, a niech wyją, znowu śniadanie, znowu kupa, znowu pranie, złość.
Złość na siebie, przecież jestem Matką Niepracującą, no co mi tak ciężko, to tylko dzieci i kawałek domu do ogarnięcia. A tu na spacer, a tu zakupy, a tu rozlane, a to ciężko czasu mało. Złość na siebie, inne potrafią lepiej, mniej się irytują, mniej warczą, książki czytają dzieciom po francusku i migowemu, chińskiego uczą, a ja? Pretensje do siebie, no jak, ja nic nie robię przecież, a w tym nic nie robieniu nie mogę nic konkretnego zrobić.
Jestem Matką Zaniedbaną, Twoim ciałem, Twoim obniżonym intelektem, obwisłym brzuchem, worami pod oczami, makijażem robionym w pół minuty, kremem nakładanym bez masażu twarzy i odżywką bez spłukiwania bo szybciej.
Jestem Twoim żalem i tęsknotą za tym co było, za tym co nie wróci, za wolnym czasem, za wyjściem z domu, za kinem, za szastaniem pieniędzmi, za byle jakimi posiłkami, kurzem na meblach i perfekcyjnym manicurem.
Jestem Matką Rozczarowaną, Anną Franciszką, która myślała że będzie inaczej, że będzie lepiej, będzie bardziej bogato i ciszej będzie. Że idealniej, że świat pozwiedza, że wielką karierę zrobi, że gdzieś coś wielkiego się może wydarzy.
Jestem Matką Pragnącą Krzyczeć z głębi płuc, z calutkiej siły, tak czasem stanąć na środku tego bajzlu i wrzeszczeć, wypluć ten stres, tą złość, tą niemoc. Tak bardzo krzyczeć, aż minie.
Jestem Matką Głośnych, wyjących, rzucających się na podłogę, Plujących, niegrzecznych, skaczących, gryzących, które pyskują, sprawiają przykrość, które idealne miały być, a są jak inne, typowe okazy potomstwa mającego swój charakter.
Jestem Matką Przemijającą, oglądającą swoje zmarszczki, pierwsze siwe włosy i dumającą czasem o odpowiedzialności, Matką Przytłoczoną, no bo jak to? Zawsze już tak martwić się o dzieci? Bać się codziennie o nie, wychowywać, podejmować decyzje?
Ja jestem Matką i Ty jesteś Matką. Jesteś najlepszą mamą na świecie, szczęsliwą i spelnioną.Dzieci to skarb, prawda? Sens życia. Najważniejsze osoby na świecie dla Ciebie.
Ale znamy się, nie zaprzeczysz przecież.
Mimo że jestem Matką Ukrywaną gdzieś głęboko. Matką do której przyznać się nie wypada.
Subskrybuj:
Posty (Atom)