2015/09/30

Pan i władca czyli Królewicz ciężko pracujący, z kurą domową w tle....

Pan i władca, zwijmy go Królewiczem, ma zlecenie firmowe.
Męczy go to niemiłosiernie, bo to zlecenie z przypadków beznadziejnych.
Jednakże ambicja owego Królewicza nakazuje mu zakasać rękawy i starać się.

Jako że pracuje jeszcze w domu, to dzień wygląda następująco.

(W tle występuje jeszcze kura domowo-urlopowa i para uroczych królewiczo-kurek).

Królewicz wstaje rano z miną udręczoną. Zmęczony wyraz pewnie według niego ma wywoływać rozczulenie i współczucie, jednakże gracja z jaką omija dwójkę dzieci, które mogłyby wołać o śniadanie, bądź jedno z nich mogłoby uprzejmie poprosić o zmianę pieluchy wiszącej do kolan, sprawia że Kura Domowa jakoś czuje współczucia, tylko lekki już wnerw od rana. Królewicz mało od rana mówi, może to i dobrze, bo jedyne o czym ostatnio mówi to o firmie, albo o swoim nowym biurze. Ten błysk w oku, kiedy mówi o kupnie nowej biurowej wykładziny i nowych kolorach ścian z lekka Kurę przygnębia, kiedy patrzy na powyginany regał w pokoju dzieci, lub poszarzałe ściany w korytarzu. Cóż, Kura się za to zabierze to pomaluje. Na regał póki co też odłożyła...

Królewicz wypija kawę, z należytą czcią zaparzoną przez szanowną Kurę, po czym tonem absolutnie zniechęconym oznajmia, że wychodzi z psami.
Uprzednio zasławszy łóżko, co powoduje poziom zmęczenia +1.

Królewicz wraca, omiata wzrokiem dzieci, już ubrane i jedzące śniadanko, omiata wzrokiem pełnym niechęci Kurę pijącą kawę (ta to ma znowu wolne i nic nie robi!) i wdzięcznie udaje się do swego pokoju klapiąc przed komputerem.

Kura nic nie robiąc cały dzień, mając czas wolny absolutnie i dwójkę uroczych kurzątek pod opieką, oddaje się przyjemnościom.

Zmywanie, trzy prania, starcie kurzy, umycie łażienki, wykąpanie psów, wyczyszczenie szyb i okna z paluszków, jedna kupa, druga kupa, kaszka, zmywanie, szorowanie kuchenki, sprzątnięcie szafek w łazience, wyczesanie psów, wywalanie makulatury z całego domu, szafki w kuchni umyć, znowu pielucha, zbieranie kłaków, odkurzanie, znowu umycie wanny pełnej kłaków, kolejne pranie okłaczonych ręczników, Masa obiadek, a Gabisia płatki, zmywanie, wieszanie prania,pranie tapczanu, zmycie podłóg, teraz Gaba obiadek a Masę przebrać bo okłaczony, pranie poskładać, balkon pozamiatać bo znowu kłaki od czesania psów, pozmywać po obiedzie i odkurzyć ten cholerny wyprany tapczan.

Odkurzanie pokoju w którym siedzi Królewicz grozi śmiercią lub kalectwem, gdyż jak Kura śmie wchodzić do pokoju kiedy on pracuje? (Zakładam więc kamizelkę kuloochronną i kask, spoko wodza, pożyję, chyba że mnie spojrzeniem zabije :))

Odpoczynek ów, wyżej wymieniony, Kury Domowej, odbywa się przy akompaniamencie wrzasków, kwików, wycia Gaby i darcia się Masiory. Robią to na zmianę lub jednocześnie, urozmaicając Kurze dzień.

Jednocześnie wspaniałym źródlem kurzego relaksu są wszechobecne okruchy, plamy po soku, podnoszenie butelek po mleku, zbieranie wszelkiego rodzaju zabawek z podłogi, ze szczególnym uwielbieniem trzeba wymienić cholerne kurewskie klocki, również wyrywanie Masie z rąk przedmiotów niewskazanych jako zabawki 15 miesięczniaka, jak -miotła, popielniczka z balkonu, miska psa z wodą, psia karma, talerze z szafki, kostka od kibla, szampon, buty, pilot, telefon, jak również tłumaczenie owemu chłopczykowi, że nie, absolutnie nie wolno psa po głowie walić, gryźć siostry, grzebać w śmieciach i pić płynu do czyszczenia kibla.
W międzyczasie (który podobno nie istnieje, a jest z pewnością marzeniem każdej Kury Domowej, na przykład wypić kurwa gorącą kawę w tym międzyczasie) rozrywki dostarcza starsza pociecha, drąc się że ona chce pić, natychmiast, chleba chce też, a kiedy idziemy na plac zabaw, a mamo idziemy kupić plecak do przedszkola, a ja chcę pograć na komputerze, mamo, a Mikołaj mi.... (tu następuje lista krzywd wyrządzanych Gabie przez okropnego brata).....

Zapomniałabym dodać, że Kura ma nadmiar czasu dziś, bo został obiad z wczoraj.
Nie musi więc w tym nieistniejącym międzyczasie wykonywać męczących ćwiczeń nogami.
Ćwiczeń, rozumiecie pod tytułem " Masa spieprzaj od kuchenki, mamusia tu cię nogą tak zastawi, bo ci gary na łeb spadną z wrzącym obiadem,a  tatuś niestety nie ma kwadransa żeby cię zabrać, więc se musimy radzić".
Chodakowska się może od Kury uczyć gibkości, tak, tu ręką obiad, nogą dziecko, a resztą lalkę w koczek uczesać. O ilości klocko-skłonów dziennie nie wspomnę.

Po tym kilkugodzinnym relaksie, nadchodzi chwila codziennego święta kurzego, a mianowicie - wyjscie na plac zabaw. Królewicz oczami wyobraźni widzi Kurę rozjebaną na ławce, relaksującą się w promieniach słońca, nie biorąc pod uwagę dwóch czynników:

1. Kura nienawidzi placu zabaw. Jest to dla niej najgorsza część dnia. Nienawidzi tych wrzeszczących dzieciaków, srednia wieku 8 lat, rozpuszczonych, bijących się, niegrzecznych, nie uważających na dzieci w wieku Gaby, a co dopiero Masiory. Nie cierpi ich tak samo jak tych mamuś z Towarzystwa Wzajemnej Adoracji Mamuś Niemieckich Przeciwko Mamusi Polskiej ( w skrócie Towarzystwo Patrzmy na Polkę Jak Na Ufo).

2. Kura nie siedzi na placu zabaw. Kura zapierdala za Mikołajem. I odpiaszcza dzieci. I nie pozwala jeść liści. To robi Kura na placu zabaw.

Królewicz nadal pracuje.
Żarówka w kuchni się przepaliła chyba miesiąc temu.
Korzystanie z kuchni wieczorem trudne.
To halogen, więc Kura nie wymieni.
Królewicz ma dzwonić do lekarza umówić dzieci.

Dramat w siedmiu aktach.

Królewicz z wyrzutem w głosie:

 " A ty naprawdę tego nie możesz zrobić? Cały dzień jesteś w domu!!!!
Ja jeszcze muszę z psami wyjść, śmieci wynieść i się wykąpać!!!!
Ja się firmą zajmuję a ty się nawet domem zająć nie możesz?"

No widocznie nie mogę, no.....

Do dupy taka Kura dla takiego wspaniałego Królewicza.